niedziela, 11 września 2016

Powracamy!

Po długiej nieaktywności City of doom powraca. Zostanie trochę przebudowane by było ciekawiej. Zamysł jednak będzie taki sam, mamy nadzieję, że będzie się działo.

Już wkrótce zostanie otwarte :>

piątek, 31 lipca 2015

Od Raven'a CD Hilary

Po kilku minutach chodzenie po korytarzu mi się znudziło. Zacząłem więc zaglądać do pokoi. Jeden pusty, drugi pusty, trzeci pusty... Otworzyłem drzwi czwartego. W ścianie była wielka dziura, a obok niej siedział nie kto inny jak Hilary z książką w rękach.
- Sorry - mruknąłem cofając się na korytarz. Prawdopodobnie nie miała ochoty mnie widzieć. Zrezygnowałem z przeszukiwania reszty pokoi. Oparłem się o ścianę. Wbiłem wzrok w podłogę pogrążając się w swoich myślach.

<Hilary?>

Od Isabel CD Nathaniel'a

Wzdychnęłam
-Skoro ty wracasz do pracy to ja też czymś się zajmę – powiedziałam siadając
-Nie Isabel, masz odpoczywać – powiedział groźnie
-Nie chcę siedzieć tu bezczynie.
-Powiedziałem nie.
-Ale...
-Nie.
-Proszę....
-Pamiętasz c się stało ostatnio jak mnie nie posłuchałaś.
-Lubię się ciebie nie słuchać – uśmiechnęłam się robiąc maślane oczka

<Nathaniel?>

OD Victorii

Wstałam rano by pobiegać.Ubrałam się itp.Wyszłam na dwór było zimno opatuliłam się lepiej bluzą.Pobiegam w kierunku lasu.Miałam przy sobie łuk,strzały i nóż.Nie rozstaje się z tym nigdy.Po kilku minutach biegłam obok jeziora.Postanowiłam że przyjdę tu potem by popływać.Od niedawna stało się to moim hobby ale nie miałam na to za dużo czasu często chodziłam zabijać mutanty.Biegłam tak planując sobie dzień gdy zobaczyłam jak jakiś chłopak broni się przed mutantami.Ruszyłam szybko do niego strzelając przy tym strzałami.Powaliłam kilka zombi.Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
-Walcz.-powiedziałam tylko.Chłopak zaczął walczyć dobrze mu szło.Zabiliśmy mutanty.
-Nie ma za co-powiedziałam do niego.Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
-Żebyś się nie zdziwiła że ci podziękuje.-powiedział.
-Hey uratowałam ci życie a ty nawet nie podziękujesz?-zapytałam.
-Nie uratowałaś mi życia umiem się obronić nie musiałaś mi pomagać.-powiedział do mnie.
-Lubisz być bezczelny?-zapytałam.
-Skąd wiedziałaś?-zapytał się lekko się uśmiechając.
-Bo miałam podobne dzieciństwo ale ja nie jestem aż taka od poznania nowej osoby,nie znasz mnie więc nie powinieneś się tak zachowywać chyba że niedawno uwolniłeś się od swojego dzieciństwa.Ale wiesz wyglądasz na takiego który nie zna życia od kilku minut więc myślałam że poradziłeś sobie ze swoim dzieciństwem ale widać się myliłam.Chciałam ci pomóc ale widać że nie potrzebna c jest pomoc przecież nikt nie potrzebuje pomocy.-powiedziałam i pobiegłam nad jezioro.Wskoczyłam do wody.Nie obchodziło mnie że będę miała mokre ubrania byłam wkurzona.Nagle usłyszałam że ktoś stoi na lądzie odwróciłam się i ujrzałam tego chłopaka. Wywróciłam oczami. Odpłynęłam jak najdalej.

<William?>

Od Victorii CD Saikhan'a

-Ta.Pomożesz?-zapytał się mnie.
-Tsa tylko tu musisz ćwiczyć wytrzymałość po prostu codziennie biegaj.-powiedziałam wzruszając ramionami.Wyszłam z jaskini podążyłam w las.Zobaczyłam że stoi tam mutant zwierze.Chłopak podchodzi do zwierzęcia ale ja go zatrzymałam.
-Zostaw go śpi.-powiedziałam do niego.Chłopak odwrócił się do mnie z zdziwioną miną.Poszłam w przeciwną stronę.
-Victoria!-usłyszałam i odwróciłam się przede mną stał ten mutant.Patrzył na mnie.

Byłam oszołomiona. Saikhan'a trzymał ogonem.Nie mógł się ruszać.Wzięłam głęboki wdech.Podeszłam do zwierzęcia i spojrzałam mu w oczy.Dla innych mogły by być nawet obrzydliwe ale ja w nich widziałam jego dawne życie,był podobny do mnie,nie wiedział co się stało był przestraszony nie wie co robi.Chce pomocy.Ja mu tą pomoc dam.
-Hey...-powiedziałam do niego niepewnie. Wyciągnęłam rękę ale zatrzymałam kilka centymetrów przed jego pyskiem.Spojrzał na moją dłoń.Patrzył na nią kilka chwil i przyłożył pysk do mojej dłoni.Poczułam jego łuski na ręce.Był..piękny.Pogłaskałam go lekko.
-Dam ci n imię Morten.-powiedziałam do niego.Ten spojrzał się na mnie i wysunął język którym "polizał" mój policzek.Zapamiętywał zapach. Uśmiechnęłam się lekko.
-Nie chcę przerywać ale nadal jestem uwięziony.-powiedział Saikhan.Spojrzałam na Mortena. Opuścił ogon.

Saikhan?

Od Corinne CD Dyla'a

Zmierzyłam wzrokiem rozwidlenie korytarza. Od zawsze szczęście mi nie sprzyjało, więc wybranie właściwej drogi graniczyło z cudem. Westchnęłam cicho i podciągnęłam rękawy czarnej, starej, męskiej bluzy. Lubiłam ją. Jedyną wadą, która mi przeszkadzała, to kaptur. Może i nie miałam go cały czas na głowie, ale zawsze po naciągnięciu zastawiał mi oczy i prawie cały nos.
Rzuciłam szybkie spojrzenie chłopakowi i momentalnie przeszły mi dreszcze po plecach. Cieszyłam się, że musimy znaleźć stąd wyjście, przerywając ten krępujący moment. Za dużo tego wszystkiego. Chociaż... Może nie? Do tej pory wiodłam spokojne życie. Nie miałam szans na akcje godne wysokobudżetowego filmu akcji. Musiałam uważać na Risai, bo tylko ją mogłam chronić i mieć poczucie, że jestem komuś potrzebna. Potem pojawiła się Holly. Dwie osoby, dla których jeszcze nie rzuciłam się z klifu.
- Mam odwiecznego pecha - zaczęłam niepewnie wpatrując się w czarną pustkę przede mną - więc jeśli znajdziemy tam jakąś istotę rodem z kosmosu, to się nie zdziw.
Splotłam ręce na karku odchylając głowę w tył. Biłam się z myślami. Od tego małego wyboru zależało absolutnie wszystko. Na końcu jednego z nich mogła znajdować się pułapka, a na drugim wyjście.
Rozległ się głośny, męski krzyk. Przed oczyma od razu pojawił się obraz nieszczęśnika obdzieranego ze skóry. Dlaczego zawsze musiałam wszystko wyobrażać sobie tak drastycznie?
Bez słowa ruszyłam żwawym krokiem do lewego przejścia. Chciałam uciec od wrzasków i czuć się znów bezpiecznie. Choć przez chwilę. Obejrzałam się przez ramię sprawdzając, czy Dylan ruszył za mną. Przyśpieszyłam kroku widząc go. W miarę jak coraz bardziej oddalaliśmy się od bladego światła było coraz cieplej. A może to przez moje ubranie tak się czułam?
- Daj mi latarkę - wyciągnęłam dłoń nie zatrzymując się.
Było całkowicie ciemno, więc chwilę zajęło mu znalezienie kojej ręki. Najperw chwycił mnie za jej wierzch, a dopiero potem podał mi urządzenie. Kolejne ciarki na plecach, tym razem chłodne i przyjemne. Starałam się zrobić wszystko, by nie stanąć tam i się nie ruszać.
Byłam żałosna.
Zwolniłam nieco i zapaliłam jedyne źródło światła. Blask nie był mocny, nie starczy nam na długo. Skierowałam blady promień kolejno na sufit, jeśli można było tak to nazwać, ściany i podłogę. Wszystko zrobione z betonu, nad nami podwieszono rury. Mogły służyć do wszystkiego. Do transportu tlenu czy wody. Nic nie wydawało się być podejrzane.
- Masz siły na bieg? - wyszeptałam oświetlając mu twarz.
Zmrużył lekko oczy i kiwnął raz głową, ale energicznie. Odwróciłam się na pięcie i od razu rzuciłam się do sprintu. Nie było czasu.

Zatrzymałam się gwałtownie widząc daleko przed nami mały, jasny punkt. Dylan wpadł na mnie z impetem, przez co musiałam mimowolnie zrobić kilka kroków w przód.
- Nic nie mów - powiedziałam zatapiając wzrok w oddali. - To nie koniecznie może być wyjście, a na drodze możemy spotkać jakieś... stwory.
Wtedy w moim umyśle narodziły się dwa pytania: Pierwsze: co się stanie po tym, jak dotrzemy do bazy? Risai i ja poszukamy jej rodziny, to pewne. Zrobię wszystko, by choć się z nią zobaczyła. Holly zostanie poddana leczeniu, jeśli to jeszcze możliwe. Kolejne bezsenne noce i spanie pod drzwiami pokoju, gdzie będzie leżała. Dylan... Nie wiem właściwie, co będzie z nim. Co będzie z nami i tą dziwną relacją między nami. Wszystko się okaże z czasem.
Oświetliłam mu twarz. Miałam okazję przyjrzeć mu się uważnie, bo mojej twarzy czy ciekawskiego spojrzenia nie mógł dostrzec. Pierwsze, co dostrzegłam, były ciemne oczy, jak moje. Kolor włosów w sumie też mieliśmy podobny. Nie rozumiałam jednej rzeczy: dlaczego chłopak, który może mieć praktycznie każdą zdesperowaną dziewczynę, zadaje się ze mną? Ludzie od zawsze mówili, że mam oryginalną urodę. Dla mnie oznaczało to jedno: uważali, że jestem po prostu brzydka i tego się trzymałam.
- Czas wyjść na świeże powietrze - wyszeptałam odwracając się szybko.

<Dylan?>