piątek, 24 lipca 2015

Od Corinne CD Dylan'a

Dotarł do mnie dopiero jego rozkaz. Przywarłam do prawej ściany korytarza i zaczęłam przesuwać się plecami do niej ku Dylanowi. Nożem raczej bym nie powaliła tego dziwactwa, więc została ucieczka. Lub przemyślenie planu, który wydawał się być sensownym posunięciem.
Gdy "to coś" mnie mijało, spróbowałam dźgnąć go w ramię albo w coś, co nim było. Istota miała grubą skórę, bo przecięcie, które zrobiłam, było głębokie, a krew nawet nie wypłynęła. Może w jego żyłach już nic nie płynęło? Może był marionetką w rękach potężniejszych stworów? Nie zdziwiłabym się, gdyby taka była prawda.
Stworzenie wyhamowało gwałtownie, niemal straciło równowagę.
- Chcesz z tym walczyć? - wyszeptałam cicho na sekundę odrywając wzrok od potwora i patrząc na chłopaka za mną.
Uśmiechał się półgębkiem, co wywołało u mnie lekkie zdziwienie, ale i strach. Kolejna osoba, której do reszty odbiło?
Wyminęłam go szybko ruszając biegiem przed siebie. Nie wiedziałam kompletnie, co mnie tam czeka, ale wolałam umrzeć w każdy inny sposób, niż przez tego mutanta. Usłyszałam za sobą wołania Dylana z których nic sobie nie robiłam.
Przede mną wyrosła para drzwi. Wyglądały tak samo, jak dla mnie prowadziły do tego samego pomieszczenia. Nie zastanawiając się dłużej, otworzyłam kopnakiem te po lewej. Pokój był jasny. Bardzo jasny. Musiałam zamknąć oczy, aby przyzwyczaić się do blasku. Wymacałam na ślepo zimną ścianę, powoli uchyliłam powieki. Biel. Wszędzie czyste, śnieżnobiałe kafelki. Nie było tam w ogóle mebli, co nie powinno być dziwne. Jazgot stawał się coraz głośniejszy, a więc Dylana goniło monstrum, albo ze sobą walczyli.
Osunęłam się na kolana i na czworaka zaczęłam przesuwać się wzdłuż czterech ścian. Pomieszczenie bez żadnych rzeczy musiało coś skrywać.
Do środka wpadł zdyszany chłopak. Oparł się o ścianę zakrywając dłońmi twarz. Ciężko dyszał, miał na prawym przedramieniu plamy krwi. Spojrzał na mnie szybko po czym się wyprostował i potarł oczy wierzchami dłoni.
- Nie pytaj - wyszeptał, a ja próbując zignorować chęć obejrzenia obrażeń chłopaka.
Wróciłam do poszukiwań "tajnego przejścia" jeśli takowe tu było.
- Co mu zrobiłeś?
- Przechytrzyłem. Rób szybko co masz robić - odparł opierając się o futrynę wejścia.
- Gdzie pobiegł?
- Na drugi koniec korytarza, zapewne do stosu kości.
Podniosłam na niego głowę lekko otwierając usta. Spojrzał na mnie przez ramię. Spuściłam wzrok szybko wracając do swojego zajęcia. Stworzenie wydawało się być bardzo zdeterminowane. Na tyle, aby przeoczyć nasze ciemne sylwetki. Możliwe, że był ślepy i posługiwał się... echolokacją? To byłoby dziwne, ale kto wie, jakie stwory stworzyli naukowcy?

- Chodź tu! - zawołałam wyczuwając pod palcami chropowatą powierzchnię.
Dylan pojawił się obok mnie. Nie wiem jakim cudem na to się zdobyłam, lecz chwyciłam go za nadgarstek i pociągnęłam w dół. Najwyraźniej się tego nie spodziewał, bo poddał się bez walki.
- Tam coś musi być - rzuciłam mu szybkie spojrzenie. - Masz pojęcie, jak to otworzyć?
Odsunął się trochę, po czym uderzył w kwadrat całą siłą ramienia. Pokręciłam głową, gdy to się nie udało. Przejechałam po krawędziach kształtu w nadziei znalezienia jakiegoś wgłębienia. Na górze znajdowało się to czego szukałam - kilkunastucentymetrowa "zapaść". Palcami obu rąk oplotłam coś w rodzaju pręta i pociągnęłam do siebie. Chłopak dołączył się do moich poczynań. Chwilę potem kwadratowy kawał tynku leżał pomiędzy nami.
Kryjówka nie była duża. Ledwo mogliśmy się tam zmieścić, co wywołało u mnie zażenowanie samą sobą. Nie myślałam jednak, po prostu wsunęłam do środka nogi i schowałam się tam cała. Skrytka była dla mnie idealna. Zastanawiałam się jak dużo wyższy ode mnie Dylan tu wejdzie...

Ogarnął nas mrok. Od dłuższego czasu słychać było takie same krzyki jak wcześniej. Do tego jeszcze dochodził tupot stóp. Ich właściciel zapewne nas szukał, ale pewnie przeoczyliśmy poboczne wejścia do różnych pomieszczeń, bo niektóre były cichsze, inne. Jakby zaraz przy naszych głowach. Leżeliśmy twarzami do siebie, lecz ich nie widzieliśmy. Dobre i tyle... Mogłam przynajmniej patrzeć wprost przed siebie, bez obaw, że chłopak przyłapie mnie na wgapianiu się w niego. Czułam się niekomfortowo, ponieważ to kolejna sytuacja, w której jesteśmy tak blisko. Według mnie oczywiście. On miał pewnie to gdzieś. Zaczęłam powoli dochodzić do wniosku, że z naszej czwórki, to ja zwariowałam, a nie Holly. Nie mogłam przecież być normalną dwudziestolatką. Ja zawsze odstawałam od reszty i musiałam zrobić cyrk ze zwykłych sytuacji.
Zapadła cisza. Słychać było tylko nasze oddechy, mój lekko przyśpieszony.
- Boisz się? - wyszeptał, a ja prawie tego nie usłyszałam. Dało się wyczuć, że się uśmiecha.
Pokręciłam głową, ale dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie mógł tego zobaczyć.
- Nie wiem - wycedziłam przez zęby.
- Znalazłem latarkę - oznajmił nagle, a moje oczy podrażnił blask.
Przetarłam je szybko. Rozwarłam szerzej powieki. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że gapię się na jego twarz. Strach ustąpił zażenowaniu. Przeniosłam spojrzenie na jego szyję, bo wierzyłam, że tam nie spotkam jego oczu.
- Przepraszam - mruknęłam obracając się na brzuch i chowając głowę między rękami skrzyżowanymi przed sobą.
- Ej, o co chodzi?
- To nie czas ani miejsce - uniosłam lekko głowę.
- No okay, ale dlaczego się tak zachowujesz? Ludzie nie przepraszają za patrzenie się na innych - prychnął marszcząc nos.
Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Z jednej strony chciałam mu to powiedzieć w tym momencie, bo... umrzeć możemy w każdej chwili, więc to i tak już nie będzie miało znaczenia. Z drugiej wolałam go lepiej poznać, bo nie mam w zwyczaju mówienia pierwszemu lepszemu człowiekowi o sobie.
- Jedyne, co na razie ci powiem, to to, że... - zawahałam się i ustawiłam głowę tak, by widzieć go kątem oka. - Bliskość jest mi obca. Ja rozumiem, pewnie dla ciebie oznacza to coś większego. No wiesz... Te sprawy.
Zaśmiał się pod nosem, przez co się speszyłam. Znów coś źle mówiłam?
Przewróciłam się na brzuch i ułożyłam ręce wzdłuż tułowia. Podniosłam lekko głowę i spojrzałam na swój brzuch. Zmarszczyłam brwi, przejechałam palcami po wystających kościach. Chłopak podążył za moim wzrokiem. Szybko zabrałam dłonie i przekręciłam się na brzuch.
- Boisz się tego słowa? - spytał wracając do mojej wypowiedzi.
- To jest krępujące - odparłam podpierając sobie głowę na pięści. - To taki... Temat tabu. Ta rozmowa zeszła na dziwny tor - stwierdziłam unosząc brwi.

Dylan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz