czwartek, 23 lipca 2015

Od Corinne CD Saikhan'a

Gapiłam się tępo to na postać, to na zombie. Nigdy nie byłam złośliwa, nikt nigdy nie wpajał mi do głowy, bym miała gdzieś świat. W tej sytuacji było inaczej. Z dwóch powodów. Powód ''A'': Chciałam zobaczyć, jak nieznajomy sobie poradzi. Powód ''B'': Dwójka zdrowych ludzi nie wydawała się dać rady tym stworom, więc wolałam nie ryzykować. Był jeszcze instynkt, który mówił, abym uciekała i nie robiła z siebie idiotki jednocześnie. Wiadomo, że sensowna jest ucieczka. Lepiej uratować swój tyłek, bo ''przez jedną osobę gatunek ludzki nie zginie''. A może jednak?
Stawiając krok w przód moja ręka automatycznie powędrowała do sztyletu, który się ze mną nie rozstawał. Czasem potrafiłam zasnąć z nim w rękach tylko po to, by w razie zagrożenia mieć czym się obronić. W kieszeni spodni niestety nie miałam już nic.
- Co ja do cholery robię? - zapytałam samą siebie najciszej jak umiałam.
Okrążyłam grupę zebranych zombie utrzymując odległość. Pierwsze, co wpadło mi do głowy, to przeszukanie pojazdu. Wydawał się najbezpieczniejszym miejscem, w którym mogłabym zostać. To mogło się udać, tylko jak mam zaatakować pierwszego wroga?
Zamachnęłam się nożem i wyrzuciłam go w stronę głowy najbliższego chodzącego trupa. Nie miałam pewności, czy przez taki "cios" zombie znów stanie się znów martwy, ale po chwili stworzenie osuwało się na kolana wydając zniekształcone jęknięcia. Podbiegłam do niego szybko. To był mężczyzna. Bez oka, z gnijącą skórą szyi. Przewróciłam go butami na plecy i jednym ruchem wyciągnęłam nóż. Wycofałam się kilka kroków, by obrać kolejny cel. Drzwi do autobusu "chroniło" siedem ciał. Rzuciłam szybkie spojrzenie sylwetce na dachu busu. Łaził po jego całej długości, w dłoni miał maczetę.
- Może byś zlazł na ziemię? - zapytałam głośno zdziwiona swym tonem.
Obaliłam kolejnego trupa twarzą do drogi i wbiłam mu nóż w szyje. Nieznajomy popatrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie podniosłam na niego wzroku, byłam zbyt zajęta dwoma istotami, które próbowały mnie zaatakować. Byłam coraz bliżej celu, który sobie założyłam, lecz coraz więcej potworów postanawiało się na mnie rzucać.

Wpadłam do środka z impetem. Wylądowałam na brzuchu, ponieważ potknęłam się o ostatni stopień. Świetnie. Wstała, prędko doskakując do drzwi. Próbowałam je jakoś zamknąć. Nawet nie drynęły. Rozejrzałam się po całym "pomieszczeniu". Obskurne siedzenia, wybite szyby. Dopadłam kierownicę pojazdu. Obok, po prawej, był panel z kolorowymi guzikami. Jako dziecko, korciło mnie, by powciskać je w przypadkowej kolejności, a teraz miałam taką okazję. Kluczyki było w stacyjce, plus dla mnie. Przekręciłam je i zajęłam się panelem.
- Mam! - wyszeptałam do siebie widząc, że wejście zamyka się wolno.
Opadłam na siedzenie kierowcy zakrywając wierzchami dłoni oczy. Dopiero teraz zobaczyłam, jak bardzo się trzęsłam. Nie było jednak czasu na przejmowanie się drżeniem. Od niebezpieczeństwa oddzielała mnie tylko ściana pojazdu. Skoczyłam na równe nogi. Otworzyłam wszystkie schowki po kolei. Nic. Żadnego pistoletu, żadnego noża. Pobiegłam na siedzenia na końcu. Tam też nic ciekawego nie było. Zaczęłam się zastanawiać, jak nieznajomy wszedł na górę.
Wyjście ewakuacyjne. Wskoczyłam na siedzenia najbliżej klapy. Dlaczego nie mogłam być wyższa? Mimo wszystko, spróbować musiałam. Schowałam nóż za pasek spodni i skoczyłam do otworu. Lewą ręką zdołałam chwycić krawędź. Czułam ciepłą ciecz, która spływała z mojego prawego nadgarstka. Cóż, kilka kawałków szkła może zabić. Z wysiłkiem złapałam obiema dłońmi skraj włazu.
Podciągnęłam się ostatkiem sił i wdrapałam się na dach. Otrzepałam się z kurzu wstając. Skierowałam wzrok na nieznajomego. Patrzył na mnie z lekkim zdziwieniem.

Saikhan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz