piątek, 3 lipca 2015

Od Williama

Po mowie na pożegnanie ja i Emi ruszyliśmy w stronę wyjścia, rozmawiając po drodze.
W końcu wyszliśmy na zewnątrz, nigdy nie czułem się lepiej. Zawsze marzyłem, by wyrwać się z tej "nory". Po chwili zaatakowały nas cztery Mutusy. Dwa zabiliśmy bez problemu, została reszta. Przymierzałem się do oddania strzału w jednego z nich, ale nie zauważyłem, że drugi czai się tuż za moimi plecami. Oddałem strzał, po czym coś spadło na moje plecy. Wystraszyłem się trochę i zrzuciłem to z siebie. Emilie uratowała mi życie rzucając w zwierzę nożem. Ochrzaniła mnie za nieuwagę, wskoczyła do ruin i pobiegła zostawiając mnie. Postanowiłem pokazać jej, że daje sobie radę sam. Ruszyłem w stronę mojej frakcji zabijając po drodze jeszcze trzy Mutusy. W pewnym momencie wokół aż roiło się od różnych dziwnych zwierząt. Nie wyrabiałem, za dużo ich. I wtedy posypały się strzały z piętrowej ruiny. Uśmiechnąłem się do siebie i powiedziałem cicho:
- Emi... - pobiegłem dalej aż do głównej siedziby w wejściu ktoś mnie zatrzymał. Nie wiedziałem, o co chodzi...

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz