piątek, 31 lipca 2015

Od Raven'a CD Hilary

Po kilku minutach chodzenie po korytarzu mi się znudziło. Zacząłem więc zaglądać do pokoi. Jeden pusty, drugi pusty, trzeci pusty... Otworzyłem drzwi czwartego. W ścianie była wielka dziura, a obok niej siedział nie kto inny jak Hilary z książką w rękach.
- Sorry - mruknąłem cofając się na korytarz. Prawdopodobnie nie miała ochoty mnie widzieć. Zrezygnowałem z przeszukiwania reszty pokoi. Oparłem się o ścianę. Wbiłem wzrok w podłogę pogrążając się w swoich myślach.

<Hilary?>

Od Isabel CD Nathaniel'a

Wzdychnęłam
-Skoro ty wracasz do pracy to ja też czymś się zajmę – powiedziałam siadając
-Nie Isabel, masz odpoczywać – powiedział groźnie
-Nie chcę siedzieć tu bezczynie.
-Powiedziałem nie.
-Ale...
-Nie.
-Proszę....
-Pamiętasz c się stało ostatnio jak mnie nie posłuchałaś.
-Lubię się ciebie nie słuchać – uśmiechnęłam się robiąc maślane oczka

<Nathaniel?>

OD Victorii

Wstałam rano by pobiegać.Ubrałam się itp.Wyszłam na dwór było zimno opatuliłam się lepiej bluzą.Pobiegam w kierunku lasu.Miałam przy sobie łuk,strzały i nóż.Nie rozstaje się z tym nigdy.Po kilku minutach biegłam obok jeziora.Postanowiłam że przyjdę tu potem by popływać.Od niedawna stało się to moim hobby ale nie miałam na to za dużo czasu często chodziłam zabijać mutanty.Biegłam tak planując sobie dzień gdy zobaczyłam jak jakiś chłopak broni się przed mutantami.Ruszyłam szybko do niego strzelając przy tym strzałami.Powaliłam kilka zombi.Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
-Walcz.-powiedziałam tylko.Chłopak zaczął walczyć dobrze mu szło.Zabiliśmy mutanty.
-Nie ma za co-powiedziałam do niego.Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
-Żebyś się nie zdziwiła że ci podziękuje.-powiedział.
-Hey uratowałam ci życie a ty nawet nie podziękujesz?-zapytałam.
-Nie uratowałaś mi życia umiem się obronić nie musiałaś mi pomagać.-powiedział do mnie.
-Lubisz być bezczelny?-zapytałam.
-Skąd wiedziałaś?-zapytał się lekko się uśmiechając.
-Bo miałam podobne dzieciństwo ale ja nie jestem aż taka od poznania nowej osoby,nie znasz mnie więc nie powinieneś się tak zachowywać chyba że niedawno uwolniłeś się od swojego dzieciństwa.Ale wiesz wyglądasz na takiego który nie zna życia od kilku minut więc myślałam że poradziłeś sobie ze swoim dzieciństwem ale widać się myliłam.Chciałam ci pomóc ale widać że nie potrzebna c jest pomoc przecież nikt nie potrzebuje pomocy.-powiedziałam i pobiegłam nad jezioro.Wskoczyłam do wody.Nie obchodziło mnie że będę miała mokre ubrania byłam wkurzona.Nagle usłyszałam że ktoś stoi na lądzie odwróciłam się i ujrzałam tego chłopaka. Wywróciłam oczami. Odpłynęłam jak najdalej.

<William?>

Od Victorii CD Saikhan'a

-Ta.Pomożesz?-zapytał się mnie.
-Tsa tylko tu musisz ćwiczyć wytrzymałość po prostu codziennie biegaj.-powiedziałam wzruszając ramionami.Wyszłam z jaskini podążyłam w las.Zobaczyłam że stoi tam mutant zwierze.Chłopak podchodzi do zwierzęcia ale ja go zatrzymałam.
-Zostaw go śpi.-powiedziałam do niego.Chłopak odwrócił się do mnie z zdziwioną miną.Poszłam w przeciwną stronę.
-Victoria!-usłyszałam i odwróciłam się przede mną stał ten mutant.Patrzył na mnie.

Byłam oszołomiona. Saikhan'a trzymał ogonem.Nie mógł się ruszać.Wzięłam głęboki wdech.Podeszłam do zwierzęcia i spojrzałam mu w oczy.Dla innych mogły by być nawet obrzydliwe ale ja w nich widziałam jego dawne życie,był podobny do mnie,nie wiedział co się stało był przestraszony nie wie co robi.Chce pomocy.Ja mu tą pomoc dam.
-Hey...-powiedziałam do niego niepewnie. Wyciągnęłam rękę ale zatrzymałam kilka centymetrów przed jego pyskiem.Spojrzał na moją dłoń.Patrzył na nią kilka chwil i przyłożył pysk do mojej dłoni.Poczułam jego łuski na ręce.Był..piękny.Pogłaskałam go lekko.
-Dam ci n imię Morten.-powiedziałam do niego.Ten spojrzał się na mnie i wysunął język którym "polizał" mój policzek.Zapamiętywał zapach. Uśmiechnęłam się lekko.
-Nie chcę przerywać ale nadal jestem uwięziony.-powiedział Saikhan.Spojrzałam na Mortena. Opuścił ogon.

Saikhan?

Od Corinne CD Dyla'a

Zmierzyłam wzrokiem rozwidlenie korytarza. Od zawsze szczęście mi nie sprzyjało, więc wybranie właściwej drogi graniczyło z cudem. Westchnęłam cicho i podciągnęłam rękawy czarnej, starej, męskiej bluzy. Lubiłam ją. Jedyną wadą, która mi przeszkadzała, to kaptur. Może i nie miałam go cały czas na głowie, ale zawsze po naciągnięciu zastawiał mi oczy i prawie cały nos.
Rzuciłam szybkie spojrzenie chłopakowi i momentalnie przeszły mi dreszcze po plecach. Cieszyłam się, że musimy znaleźć stąd wyjście, przerywając ten krępujący moment. Za dużo tego wszystkiego. Chociaż... Może nie? Do tej pory wiodłam spokojne życie. Nie miałam szans na akcje godne wysokobudżetowego filmu akcji. Musiałam uważać na Risai, bo tylko ją mogłam chronić i mieć poczucie, że jestem komuś potrzebna. Potem pojawiła się Holly. Dwie osoby, dla których jeszcze nie rzuciłam się z klifu.
- Mam odwiecznego pecha - zaczęłam niepewnie wpatrując się w czarną pustkę przede mną - więc jeśli znajdziemy tam jakąś istotę rodem z kosmosu, to się nie zdziw.
Splotłam ręce na karku odchylając głowę w tył. Biłam się z myślami. Od tego małego wyboru zależało absolutnie wszystko. Na końcu jednego z nich mogła znajdować się pułapka, a na drugim wyjście.
Rozległ się głośny, męski krzyk. Przed oczyma od razu pojawił się obraz nieszczęśnika obdzieranego ze skóry. Dlaczego zawsze musiałam wszystko wyobrażać sobie tak drastycznie?
Bez słowa ruszyłam żwawym krokiem do lewego przejścia. Chciałam uciec od wrzasków i czuć się znów bezpiecznie. Choć przez chwilę. Obejrzałam się przez ramię sprawdzając, czy Dylan ruszył za mną. Przyśpieszyłam kroku widząc go. W miarę jak coraz bardziej oddalaliśmy się od bladego światła było coraz cieplej. A może to przez moje ubranie tak się czułam?
- Daj mi latarkę - wyciągnęłam dłoń nie zatrzymując się.
Było całkowicie ciemno, więc chwilę zajęło mu znalezienie kojej ręki. Najperw chwycił mnie za jej wierzch, a dopiero potem podał mi urządzenie. Kolejne ciarki na plecach, tym razem chłodne i przyjemne. Starałam się zrobić wszystko, by nie stanąć tam i się nie ruszać.
Byłam żałosna.
Zwolniłam nieco i zapaliłam jedyne źródło światła. Blask nie był mocny, nie starczy nam na długo. Skierowałam blady promień kolejno na sufit, jeśli można było tak to nazwać, ściany i podłogę. Wszystko zrobione z betonu, nad nami podwieszono rury. Mogły służyć do wszystkiego. Do transportu tlenu czy wody. Nic nie wydawało się być podejrzane.
- Masz siły na bieg? - wyszeptałam oświetlając mu twarz.
Zmrużył lekko oczy i kiwnął raz głową, ale energicznie. Odwróciłam się na pięcie i od razu rzuciłam się do sprintu. Nie było czasu.

Zatrzymałam się gwałtownie widząc daleko przed nami mały, jasny punkt. Dylan wpadł na mnie z impetem, przez co musiałam mimowolnie zrobić kilka kroków w przód.
- Nic nie mów - powiedziałam zatapiając wzrok w oddali. - To nie koniecznie może być wyjście, a na drodze możemy spotkać jakieś... stwory.
Wtedy w moim umyśle narodziły się dwa pytania: Pierwsze: co się stanie po tym, jak dotrzemy do bazy? Risai i ja poszukamy jej rodziny, to pewne. Zrobię wszystko, by choć się z nią zobaczyła. Holly zostanie poddana leczeniu, jeśli to jeszcze możliwe. Kolejne bezsenne noce i spanie pod drzwiami pokoju, gdzie będzie leżała. Dylan... Nie wiem właściwie, co będzie z nim. Co będzie z nami i tą dziwną relacją między nami. Wszystko się okaże z czasem.
Oświetliłam mu twarz. Miałam okazję przyjrzeć mu się uważnie, bo mojej twarzy czy ciekawskiego spojrzenia nie mógł dostrzec. Pierwsze, co dostrzegłam, były ciemne oczy, jak moje. Kolor włosów w sumie też mieliśmy podobny. Nie rozumiałam jednej rzeczy: dlaczego chłopak, który może mieć praktycznie każdą zdesperowaną dziewczynę, zadaje się ze mną? Ludzie od zawsze mówili, że mam oryginalną urodę. Dla mnie oznaczało to jedno: uważali, że jestem po prostu brzydka i tego się trzymałam.
- Czas wyjść na świeże powietrze - wyszeptałam odwracając się szybko.

<Dylan?>

poniedziałek, 27 lipca 2015

Od Dylan'a CD Corinne

Obudził mnie śpiew. Chwilę mi zajęło by ogarnąć co się właściwie dzieje, gdy uświadomiłem sobie, że to musi Corinne śpiewać zacząłem wsłuchać się w jej piękny głos. W pewnym momencie musiałem się trochę ruszyć i skończyło się to tym, że dziewczyna zamilkła
-Obudziłam cię? Przepraszam jeśli to słyszałeś- uśmiechnąłem się lekko i odwróciłem w jej stronę
-Tak możesz mnie budzić zawsze- była odwrócona do mnie plecami. Wpadłem na genialny pomysł. Wsunąłem rękę pod jej łokciem tym samum ją obejmując i przybliżyłem się ta, że stykaliśmy się na całej długości ciała- Jeśli zaczniesz krzyczeć ten potwór od razu nas znajdzie- szepnąłem jej na ucho. Całkiem się spięła, chyba była w zbyt wielkim szoku by próbować mnie odepchnąć, zresztą nie imała szans. Mam nadzieję, że to jeszcze nie podchodzi pod molestowanie, ale jakoś trzeba ją przekonać do bliskości. Chyba wstrzymała oddech- Hej, ale oddychaj nie mam zamiaru leżeć z trupem, chyba nie śmierdzę tak bardzo- powąchałem swoją bluzkę i niechętnie się odsunąłem- Dobra też nie chciałbym tego czuć. Muszę się wykąpać- westchnąłem- Ale najpierw musimy się stąd wydostać, co nie?- brak odpowiedzi- Hej Corri, Corinne... odpowiesz mi?
-Tak- powiedziała cichym głosem. Westchnąłem może troszkę przesadziłem
-Dobra sądzę, że tamte coś sobie poszło nyny to wychodzimy- dziewczyna jedynie lekko skinęła głową. Podniosłem się i jak najdelikatniej otworzyłem zawór. Wyjrzałem na zewnątrz sprawdzając cały pokój. Na szczęście nikogo nie było. Wyszedłem, a za mną Corinne. Od teraz koniec żartów do puki się stąd nie wydostaniemy. Ścisnąłem nóż i ruszyłem pierwszy. Wyjrzałem na korytarz, również wydawał się czysty, więc poszedłem. Stawiałem kroki pewnie, ale jednocześnie tak by nie wydawać żadnego dźwięku. Szliśmy bardzo blisko ściany w pewnym momencie zauważyłem jakieś wejście, kiedyś pewnie były tu drzwi teraz była jedynie obszarpana rama i jeden zawias. Nie myśląc wiele tam właśnie wszedłem. Oczywiście jak to ja musiałem trafić najgorzej. Było to coś w rodzaju pokoju tortur. Było parę tasaków i innych rodzai narzędzi. Wszystkie oblepione zaschniętą krwią dodatkowo na środku był stół. Wokół porozrzucana jakieś kości i rozkładające się różne części ciała. Przeszedłem przez cały pokój, na ścianach wisiały jakieś kajdanki i tym podobne. Odór tutaj był powalający, ale jakoś dotarliśmy na koniec pomieszczenia tyle, że nie było tu kolejnego przejścia. Tylko ściana, musieliśmy się wracać.

Tak pozwiedzaliśmy sonie parę pomieszczeń, raz udało nam się nawet gdzieś przejść i teraz staliśmy na jakimś innym korytarzu ,przynajmniej mam nadzieję, że innym. Jak narazie udało nam się nie wpaść na mutanta, aż można by to uznać za cud. Nagle korytarz rozszedł się na dwie strony. Było zbyt ciemno by zobaczyć co jest w której. Czyli musieliśmy wybrać spojrzałem na Corinne i odezwałem się po raz pierwszy odkąd opuściliśmy schron
-Którędy? wybierz ty ja już nas poprowadziłem do zbyt wielu pokoi bez wyjścia. Może ty masz lepsze szczęście- powiedziałem cicho

<Corinne?>

Od Nathaniel'a CD Isabel

Powiedziałem, że wszystko będzie dobrze, ale nie jestem pewien czy na pewno. Bo jakby nie było nigdy nie myłem nikogo i nie byłem pewien co z jej obrażeniami, a i jeszcze czy ja będę w stanie tak normalnie się zachowywać...

Jakoś mniej więcej chyba wszystko wyszło, nie zacząłem zachowywać się dziwnie, a to duży sukces
-I co było tak źle?- spytałem kładąc ją na łóżku
-Najgorzej nie było, ale mogłeś się tak na mnie nie gapić- uśmiechnęła się
-To nie takie proste jak się wydaje- pocałowałem ją w policzek- odpoczniej jeszcze ja w końcu powinienem zająć się byciem przywódcą- niespecjalnie mi się chciało, ale nie miałem wyboru

<Isabel?>

sobota, 25 lipca 2015

Od Corinne CD Saikhan'a

- Zejdziesz na dół i spróbujesz zabić ich jak najwięcej - mruknęłam licząc w myślach zombie. -Zajmiesz się jedną czwartą z nich, ewentualnie połową.
- A ty? - spytał marszcząc brwi.
- Będę oglądać ten wspaniały teatrzyk - powstrzymałam się od przewrócenia oczyma.
Nie poznawałam samej siebie. Jak na co dzień mogłam być najspokojniejszą i nieśmiałą dziewczynką, a podczas walki o przetewanie stawałam się zupełnie kimś innym? Kimś opryskliwym, złośliwym i chamskim. To może być dziwne, ale chciałabym być taka zawsze. Mam dość swego charakteru i tego, że wszyscy uważają mnie za nieporadną i spanikowaną.
Odwróciłam się na pięcie, chwyciłam za nóż. Przeszłam całą długość dachu w poszukiwaniu wejścia do środka budynku. Było zakryte za warstwą zardzewiałych blach, które prawie zlewały się z powierzchnią. Przekopałam je butem na bok z hałasem i szarpnięciem otworzyłam klapę. W śrosku paliło się światło. Nie było tam schodów. Rozejrzałam się szybko dookoła, właściwie nie wiem dlaczego. Bez ogródek zsunęłam się z krawędzi. Wylądowałam na zgiętych nogach. Ponownie się rozglądnęłam i nie widząc zagrożenia, wyprostowałam się. Ruszyłam w stronę dwuskrzydłowych, metalowych drzwi. Chwilę potem usłyszałam chrzęst szkła za mną. Obejrzałam się przez ramię nie zatrzymując się. W moje ślady poszedł... Zaraz, jak on miał na imię? Shekan? Shaien? Nie potrafiłam sobie przypomnieć jego tożsamości, ale tym teraz przejmowałam się najmniej.
Otworzyłam prawe skrzydło drzwi kopniakiem, nieświadomie przewracając tym jednego z zombie. Wydał z siebie dziwaczny dźwięk, coś w rodzaju jęku bólu. Nie zatrzymywałam się. Na około mnie człapały żywe trupy. Każdy, który próbował mnie zaatakować, dostawał w prezencie poderżnięte gardło, skręcony kark lub kolanem w brzuch. Postępowałam ryzykownie, bo powinnam za wszelką cenę nie tykać ich obleśnych ciał. A przynajmniej tak mi się wydawało. Nikt nigdy nie wyjaśnił mi, jak mogę się zarazić, a więc zagrożenie było ogromne. Pogodziłam się już ze śmiercią, to dlaczego miałabym przejmować się zombie? Jesteś najgłupszym człowiekiem, jaki kiedykolwiek stąpał po tej planecie., powiedziałam sobie w myślach całą prawdę. Najlepiej potrafiłam obrażać samą siebie, robiłam to od tak. Może dlatego, że wiedziałam, że nikogo więcej nie zranię?
Wbijając nóż w głowę jednego z trupów, poszukałam wzrokiem mojego towarzysza. Nie widziałam go, więc szybkim szarpnięciem wyciągnęłam ostrze z czaszki istoty, która upadła twarzą do ziemi.

<Saikhan?>

Od Isabel CD Nathaniel'a

Pierwsze co poczułam to okropne ciepło. Następnie mocny uścisk wokół tali. Sennie otworzyłam oczy. To co zobaczyłam rozbawiło mnie. Chłopak spał z uchylonymi ustami i mamrotał. Nie chciałam go budzić lecz jakby wyczuł moje spojrzenie otworzył oczy.
- Czas na kąpiel – mamrocze leniwie się rozciągając
- Chyba aż tak nie śmierdzę co – zaśmiałam się nerwowo
- Wiesz o co mi chodzi – wzdycha
- Tak ale się okropnie boję – szepczę chowając się w poduszkę
- Wszystko będzie dobrze – obiecuje i bierze mnie na ręce – Idziemy się kąpać.... - specjalnie przedłuża słowa

<Nathaniel?>

Od Corinne Cd Dylan'a

Obejrzałam swoją dłoń. Tak samo jak cała ja, była mała, dziwnie zimna i kościska. Zdawało się, że jeżeli ją ścisnę w pięść, rozerwie się na tysiące kawałków. W porównaniu z dłonią Dylana, która była duża, mocna i ciepła... Jakie to było uczucie? Nowe. Nawet Holly nie pozwalałam na dotykanie mnie, a przecież była moją siostrą. Z jednej strony dotyk był kojący, ale ja mimo wszystko nadal byłam zdenerwowana. Powtórzyłabym to i zrobiła wszystko, by znów nie spanikować, ale nie teraz. Nie tu. Po wyjściu z tego "bagna", które może go nie mieć.
On miał racje. Dzięki tej "bliskości" gatunek ludzki jeszcze nie wymarł. Ja jednak go nie potrzebowałam tak bardzo jak inni. Miłość nie polega chyba tylko na tym. Z resztą, nie powinnam o tym tak myśleć. Od dwudziestu lat w nikim nie byłam nawet zauroczona i nikt we mnie. Żyłam szczęśliwie. Teraz, gdy nadeszły "gorsze" czasy, lepiej jest mieć kogoś u boku, nawet zwyczajnego znajomego czy przyjaciela.
"Popracujemy nad tobą"... W co ja się do cholery wpakowałam? Karciłam siebie samą w myślach. Nie mogłam po raz kolejny zbudować muru, który oddzieli mnie od wszystkich. Przecież mogłam zniszczyć go tylko ja, z własnej woli. Pokonanie siebie zawsze było dla mnie największym problemem.
Głowa mi pękała od nadmiaru wydarzeń. Kości, korytarz, stwór, kryjówka. I świadomość, że Holly z każdą minutą jest coraz bliżej przemiany. Jaką ja byłam idiotką, zostawiając ją samą z Risai. Był jeszcze Dylan, ale on i tak już robił co chciał. Dziewczynka, moim zdaniem, potrafiła zadbać lepiej o siebie niż ja. Może i ma te swoje jedenaście lat, ale rozumie więcej niż czternastolatek. Jak poradziła sobie z moją wariującą siostrą?
"Popracujemy nad tobą". Te słowa wracały do mnie jak bumerang. Wyrzucałam ją z umysłu i już triumfowałam, lecz ona na nowo wdzierała się do moich myśli.
Nie miałam zamiaru spać. Przekręciłam się na lewy bok, plecami do ściany. Ułożyłam głowę na zgiętej ręce. Co miałam robić przez te kilka godzin? Nie byłam na tyle głupia, aby gadać ze sobą. Zaczęłam kreślić wzory na "podłodze" schronu palcem wskazującym. Potem stukałam paznokciami po powierzchni, ale przestałam, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że mogę obudzić Dylana.
Przewróciłam się na plecy. Podzieliłam włosy na dwie części i zaczęłam pleść warkocze po obu stronach głowy. Było to prawie niemożliwe, bo moje kruczoczarne kłaki... Nimi nie były. Mogłabym ochrzcić je mianem siana. Pozlepiane od potu, wysuszone, zaplątane. Zrezygnowałam po kilku minutach, gdy palcami nie mogłam rozczesać grzywki.
Zaczęłam cicho nucić jedną z moich ulubionych - Jolene autorstwa Dolly Parton. Była to chyba muzyka country, której nie lubiłam, ale ta była wyjątkowa. Opowiadała o kochance męża Dolly, tytułowej Jolene. Mimo tego, kim była, Parton wychwalała ją i prosiła, by go zostawiła. Wywoływała u mnie mieszane uczucia, nigdy do końca nie wiedziałam dlaczego. Muzyka ta przypominała mi o Delphinie, mojej prawdziwej matce, którą kochałam.
- Obudziłam cię? - szepnęłam widząc, że Dylan się wierci. - Przepraszam jeśli to słyszałeś - mruknęłam nawet nie wiedząc, czy nadal śpi.
Obróciłam się plecami do chłopaka i wgapiłam w ścianę. Pożałowałam tego. Dylan wydawał się być nieobliczalny i trudno było przewidzieć, na jaki "świetny" pomysł wpadnie. Wolałam go mieć na oku, ale zrezygnowałam z ponownego wiercenia się.

Dylan? Śpisz? c':

piątek, 24 lipca 2015

Od Saikhan'a CD Victorii

Dziewczyna zaproponowała mi wspólny trening. W sumie ona rusza się naprawdę szybko a troche więcej dynamiki mi nie zaszkodzi a może życie uratować.
- Chętnie poćwiczę. Tylko gdzie?
- Chodź za mną. - Powiedziała obojętnie. - Jestem Victoria.
- Saikhan.
Rozmowa nie za bardzo się kleiła więc większość drogi przemierzyliśmy w ciszy co zresztą było bardziej bezpieczne.
- Dlaczego nie pozabijałeś tych mutantów? - Spytała.
- Było ich za dużo a większość szczał użyłem wcześniej. A wyprawa maczetą na taką hordę chyba nie była by dobrym pomysłem.
I znowu cisza. Victoria zaprowadziła mnie do jakiegoś lasu niedaleko. Potworów nigdzie nie widziałem.
- Dobra to jeszcze trochę dalej jak wiesz najlepiej się ćwiczy na żywych celach.
Nic nie mówiłem po prostu słuchałem. Szliśmy dalej weszliśmy do jakieś groty gdzie z daleka było czuć fetor rozkładających się trupów.
- Do tego zapachu raczej nie da się przywyknąć. - Powiedziałem zakrywając twarz przed zapachem, który by umarłych pobudził. Może znalazłem źródło od czego to się zaczęło?
- Nie nie da się. - Powiedziała Victoria również zakrywając twarz.
Znaleźliśmy się na skalnej półce skąd można było trafić każdego trupa, który wrócił do życia.
Victoria po prostu zaczęła szczelać do trupów.
-A ty masz zamiar coś zrobić? - Spytała z nutą ironii.
Wziąłem maczetę w rękę po czym zszedłem na dół. Victoria uważnie obserwowała mnie.
Maczetą kolejno raniłem zombiaki aby znowu były martwe.
-Nieźle ci idzie. Tylko jakby to były Wise to raczej byś nie przeżył jesteś za wolny. - Ostatnie słowo zaakcentowała tak aby na nie zwrócić całą uwagę – Przynajmniej wiemy nad czym powinieneś popracować.
-Ta. Pomożesz?

<Victoria?>

Od Saikhan'a CD Corinne

-Myślałem, że raczej odwrócisz ich uwagę i uciekniesz. - Powiedziałem po czym spojrzałem na dziewczynę. Ta jednak nic nie powiedziała, nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem.
-Spoko. Ja jestem Saikhan. Masz jakiś plan? - Dziewczyna spojrzała na mnie.
-Jestem Corinne.
Zrozumiałem, że planu jeszcze nie obrała. Nie miałem zamiaru czekać więc zacząłem oglądać
otoczenie przystanku. Dostrzegłem, że dach jakiegoś niskiego budynku jest oddalony od autobusu o jakieś sześć metrów. Szturchnąłem Corinne i wskazałem tamten dach jednak ta nie wykazała żadnego zainteresowanie ale mimo tego podeszła do krawędzi aby sprawdzić odległość.
Wziąłem krótki rozbieg i skoczyłem bez większego problemu udało mi się doskoczyć.
-Corinne skacz złapię cię! - Powiedziałem ale dziewczyna nadal miała mnie gdzieś – Jak chcesz to możesz powybijać te zombiaki tylko powodzenie jest ich dosyć sporo nawet jak na dwójkę dobrze uzbrojonych ludzi. - Corinne krótko się zastanowiła po czym skoczyła, przez jej niski wzrost musiałem jej pomóc i ją złapać. Choć jak na osobę niską skaczę bardzo daleko. - Dzięki, że przyszłaś pomóc. A co teraz? - Spytałem bo zombie zdążyły już skupić się dookoła budynku. Corinne przez chwilkę się zastanawia po czym mówi...

<Corinne?>

Od Dylan'a CD Corinne

-Cóż biorąc pod uwagę sytuację moglibyśmy rozmawiać o śmierci przez pożarcie i wylądowanie z powrotem na starcie kości może tylko w trochę innej formie- dziewczyna lekko się wzdrygnęła- dlatego śmiem uważać, że tamten temat nie jest taki zły- stwierdziłem, nadal słyszeliśmy różne kroki, krzyki itp. ale raczej nie było te monstrum w stanie nas usłyszeć. Dziewczyna chyba chciała coś powiedzieć, ale nie dałem jej dojść do słowa- tak, więc wracając słowo, którego nie chcesz słyszeć według mnie jest trochę wpisane w ludzkość. No bo jak wyobrażasz sobie funkcjonowanie populacji ludzkiej bez bliskości?- Corinne nie odpowiedziała, westchnąłem i chwyciłem ją za rękę od razy spróbowała się wyrwać, ale nie odpuściłem- spokojnie, uspokój się- powiedziałem najdelikatniejszym głosem na jaki mnie było stać nie zmieniło to faktu, że na jej twarzy było przerażenie- Aż tak bardzo ci to przeszkadza?- spytałem, pokiwała głową na tak. Puściłem ją właściwie nie potrafiłem sobie wyobrazić co ona czuła. Od razu schowała dłoń bliżej siebie- Dobra nie myśl, że cię tak zostawię wymyślę coś i popracujemy nad tobą- uśmiechnąłem się, odwróciła się tak, że nie widziałem jej twarzy- a teraz pozwolisz, że cię kimnę
-Co?
-No narazie i tak nie wyjdziemy, najprędzej za jakieś dwie godziny do tego czasu się trochę zregeneruje. Spróbuj też zasnąć, a jak nie to potem mnie obudzi- odwróciłem się na bok i zamknąłem oczy- a i nie krępuj się mnie walnąć jakbym robił jakieś dziwne rzeczy przez sen- powiedziałem jeszcze i zasnąłem...

<Corinne?>


Od Corinne CD Dylan'a

Dotarł do mnie dopiero jego rozkaz. Przywarłam do prawej ściany korytarza i zaczęłam przesuwać się plecami do niej ku Dylanowi. Nożem raczej bym nie powaliła tego dziwactwa, więc została ucieczka. Lub przemyślenie planu, który wydawał się być sensownym posunięciem.
Gdy "to coś" mnie mijało, spróbowałam dźgnąć go w ramię albo w coś, co nim było. Istota miała grubą skórę, bo przecięcie, które zrobiłam, było głębokie, a krew nawet nie wypłynęła. Może w jego żyłach już nic nie płynęło? Może był marionetką w rękach potężniejszych stworów? Nie zdziwiłabym się, gdyby taka była prawda.
Stworzenie wyhamowało gwałtownie, niemal straciło równowagę.
- Chcesz z tym walczyć? - wyszeptałam cicho na sekundę odrywając wzrok od potwora i patrząc na chłopaka za mną.
Uśmiechał się półgębkiem, co wywołało u mnie lekkie zdziwienie, ale i strach. Kolejna osoba, której do reszty odbiło?
Wyminęłam go szybko ruszając biegiem przed siebie. Nie wiedziałam kompletnie, co mnie tam czeka, ale wolałam umrzeć w każdy inny sposób, niż przez tego mutanta. Usłyszałam za sobą wołania Dylana z których nic sobie nie robiłam.
Przede mną wyrosła para drzwi. Wyglądały tak samo, jak dla mnie prowadziły do tego samego pomieszczenia. Nie zastanawiając się dłużej, otworzyłam kopnakiem te po lewej. Pokój był jasny. Bardzo jasny. Musiałam zamknąć oczy, aby przyzwyczaić się do blasku. Wymacałam na ślepo zimną ścianę, powoli uchyliłam powieki. Biel. Wszędzie czyste, śnieżnobiałe kafelki. Nie było tam w ogóle mebli, co nie powinno być dziwne. Jazgot stawał się coraz głośniejszy, a więc Dylana goniło monstrum, albo ze sobą walczyli.
Osunęłam się na kolana i na czworaka zaczęłam przesuwać się wzdłuż czterech ścian. Pomieszczenie bez żadnych rzeczy musiało coś skrywać.
Do środka wpadł zdyszany chłopak. Oparł się o ścianę zakrywając dłońmi twarz. Ciężko dyszał, miał na prawym przedramieniu plamy krwi. Spojrzał na mnie szybko po czym się wyprostował i potarł oczy wierzchami dłoni.
- Nie pytaj - wyszeptał, a ja próbując zignorować chęć obejrzenia obrażeń chłopaka.
Wróciłam do poszukiwań "tajnego przejścia" jeśli takowe tu było.
- Co mu zrobiłeś?
- Przechytrzyłem. Rób szybko co masz robić - odparł opierając się o futrynę wejścia.
- Gdzie pobiegł?
- Na drugi koniec korytarza, zapewne do stosu kości.
Podniosłam na niego głowę lekko otwierając usta. Spojrzał na mnie przez ramię. Spuściłam wzrok szybko wracając do swojego zajęcia. Stworzenie wydawało się być bardzo zdeterminowane. Na tyle, aby przeoczyć nasze ciemne sylwetki. Możliwe, że był ślepy i posługiwał się... echolokacją? To byłoby dziwne, ale kto wie, jakie stwory stworzyli naukowcy?

- Chodź tu! - zawołałam wyczuwając pod palcami chropowatą powierzchnię.
Dylan pojawił się obok mnie. Nie wiem jakim cudem na to się zdobyłam, lecz chwyciłam go za nadgarstek i pociągnęłam w dół. Najwyraźniej się tego nie spodziewał, bo poddał się bez walki.
- Tam coś musi być - rzuciłam mu szybkie spojrzenie. - Masz pojęcie, jak to otworzyć?
Odsunął się trochę, po czym uderzył w kwadrat całą siłą ramienia. Pokręciłam głową, gdy to się nie udało. Przejechałam po krawędziach kształtu w nadziei znalezienia jakiegoś wgłębienia. Na górze znajdowało się to czego szukałam - kilkunastucentymetrowa "zapaść". Palcami obu rąk oplotłam coś w rodzaju pręta i pociągnęłam do siebie. Chłopak dołączył się do moich poczynań. Chwilę potem kwadratowy kawał tynku leżał pomiędzy nami.
Kryjówka nie była duża. Ledwo mogliśmy się tam zmieścić, co wywołało u mnie zażenowanie samą sobą. Nie myślałam jednak, po prostu wsunęłam do środka nogi i schowałam się tam cała. Skrytka była dla mnie idealna. Zastanawiałam się jak dużo wyższy ode mnie Dylan tu wejdzie...

Ogarnął nas mrok. Od dłuższego czasu słychać było takie same krzyki jak wcześniej. Do tego jeszcze dochodził tupot stóp. Ich właściciel zapewne nas szukał, ale pewnie przeoczyliśmy poboczne wejścia do różnych pomieszczeń, bo niektóre były cichsze, inne. Jakby zaraz przy naszych głowach. Leżeliśmy twarzami do siebie, lecz ich nie widzieliśmy. Dobre i tyle... Mogłam przynajmniej patrzeć wprost przed siebie, bez obaw, że chłopak przyłapie mnie na wgapianiu się w niego. Czułam się niekomfortowo, ponieważ to kolejna sytuacja, w której jesteśmy tak blisko. Według mnie oczywiście. On miał pewnie to gdzieś. Zaczęłam powoli dochodzić do wniosku, że z naszej czwórki, to ja zwariowałam, a nie Holly. Nie mogłam przecież być normalną dwudziestolatką. Ja zawsze odstawałam od reszty i musiałam zrobić cyrk ze zwykłych sytuacji.
Zapadła cisza. Słychać było tylko nasze oddechy, mój lekko przyśpieszony.
- Boisz się? - wyszeptał, a ja prawie tego nie usłyszałam. Dało się wyczuć, że się uśmiecha.
Pokręciłam głową, ale dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie mógł tego zobaczyć.
- Nie wiem - wycedziłam przez zęby.
- Znalazłem latarkę - oznajmił nagle, a moje oczy podrażnił blask.
Przetarłam je szybko. Rozwarłam szerzej powieki. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że gapię się na jego twarz. Strach ustąpił zażenowaniu. Przeniosłam spojrzenie na jego szyję, bo wierzyłam, że tam nie spotkam jego oczu.
- Przepraszam - mruknęłam obracając się na brzuch i chowając głowę między rękami skrzyżowanymi przed sobą.
- Ej, o co chodzi?
- To nie czas ani miejsce - uniosłam lekko głowę.
- No okay, ale dlaczego się tak zachowujesz? Ludzie nie przepraszają za patrzenie się na innych - prychnął marszcząc nos.
Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Z jednej strony chciałam mu to powiedzieć w tym momencie, bo... umrzeć możemy w każdej chwili, więc to i tak już nie będzie miało znaczenia. Z drugiej wolałam go lepiej poznać, bo nie mam w zwyczaju mówienia pierwszemu lepszemu człowiekowi o sobie.
- Jedyne, co na razie ci powiem, to to, że... - zawahałam się i ustawiłam głowę tak, by widzieć go kątem oka. - Bliskość jest mi obca. Ja rozumiem, pewnie dla ciebie oznacza to coś większego. No wiesz... Te sprawy.
Zaśmiał się pod nosem, przez co się speszyłam. Znów coś źle mówiłam?
Przewróciłam się na brzuch i ułożyłam ręce wzdłuż tułowia. Podniosłam lekko głowę i spojrzałam na swój brzuch. Zmarszczyłam brwi, przejechałam palcami po wystających kościach. Chłopak podążył za moim wzrokiem. Szybko zabrałam dłonie i przekręciłam się na brzuch.
- Boisz się tego słowa? - spytał wracając do mojej wypowiedzi.
- To jest krępujące - odparłam podpierając sobie głowę na pięści. - To taki... Temat tabu. Ta rozmowa zeszła na dziwny tor - stwierdziłam unosząc brwi.

Dylan?

czwartek, 23 lipca 2015

Od Dylan'a CD Corinne

Przygryzłem wargę i zacisnąłem rękę na nożu. Automatycznie przeszedłem przed Corinne zasłaniając ją swoim ciałem. Cokolwiek to było zbliżało się w naszą stronę. Spojrzałem na siebie, po pierwsze by sprawdzić co z dziewczyną po drugie jeszcze raz chciałem zobaczyć czy przypadkiem nie przeoczyliśmy jakiś drzwi, korytarza... nawet jeśli coś takiego było nie zobaczyłem tego w tym świetle. Czyli chyba zostało nam czekać na to coś. Bezczynność jest najgorsza... usłyszeliśmy ten sam dźwięk co wcześniej tylko, że trochę głośniej. Potem chwila ciszy.. całkowitej nawet nie oddychałem Corinne najwyraźniej też nie. Następne o usłyszeliśmy to okropny ryk, a po nim ciężkie kroki... ktoś coś biegło. Najpierw zobaczyliśmy tylko zarys ciała potem światło padło tak, że zobaczyliśmy go całego. Był większy niż wszystkie zombie, które kiedykolwiek widziałem... Mimo iż jego ciało było ogromne i pewnie wiele ważył poruszał się całkiem szybko. Biegł z wściekłością wypisaną na twarzy znaczy tak przynajmniej mi się wydawało, z tego co kiedyś musiało być twarzą... teraz przypominało coś w rodzaju grzyba. Trochę się na niego zagapiłem i dopiero po chwili się ocknąłem. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Ruszyłem mu na przeciw błysk jego czerwonych oczu przyprawiał o ciarki, ale jednocześnie sprawiał, że zrobiło się ciekawiej. W ostatniej chwili zanim mieliśmy na siebie wpaść uskoczyłem na bok i z pół obrotu kopnąłem go w plecy trochę si zachwiał, ale zamiast zwrócić się ku mnie biegł dalej. tego się nie spodziewałem, gdy zobaczyłem, że Corinne się nie ruszyła z miejsca
-Corinne rusz się!- krzyknąłem i ruszyłem na stwora, nie byłem jednak w stanie go dogonić. Corinne musiała się ruszyć..

<Corinne?>

Od Victorii CD Saikhan'a

-Hej! Pomożesz?! -krzyknął ktoś.Odwróciłam się.Zobaczyłam że jakiś chłopak stoi na autobusie i jest obtoczony mutantami.O boże! Wplątał się w bagno.Z lekkim wahaniem ruszyłam mu na pomoc.Wzięłam łuk i wystrzeliłam kilka strzał.Trafiłam każdą strzałą.Powaliłam przy tym 10 zombi.Wskoczyłam na autobus.
-Skąd jesteś skoro nie możesz sobie z nimi poradzić?-zapytałam się go.
-Z zachodu.-powiedział.Odwróciłam się do niego.
-Chyba żartujesz?-powiedziałam.
-Nie a ty?-zapytał.
-Wschód.-powiedziałam tylko i powaliłam kolejne mutanty.
-Dobra wykaż się powiedziałam pokazałam na broń w jego reku.
-Okey.-powiedział i zaatakował zombi.Był niezły.Ale tu walczyłam o życie.Wystrzeliłam kolejne strzały.Zabiliśmy zombi.Poszłam w swoją stronę.Chłopak ruszył za mną.
-Nie masz co robić?-zapytałam się go.
-Nie.-powiedział.Wywróciłam oczami.
-Okey możesz ze mną trochę potrenować lub iść i zabijać dalej.-powiedziałam i podniosłam łuk.
-A i sory za to że powiedziałam że...no wiesz że jesteś słaby nie widziałam cię w akcji.-powiedziałam lekko zawstydzona.

Saikhan?

Od Corinne CD Saikhan'a

Gapiłam się tępo to na postać, to na zombie. Nigdy nie byłam złośliwa, nikt nigdy nie wpajał mi do głowy, bym miała gdzieś świat. W tej sytuacji było inaczej. Z dwóch powodów. Powód ''A'': Chciałam zobaczyć, jak nieznajomy sobie poradzi. Powód ''B'': Dwójka zdrowych ludzi nie wydawała się dać rady tym stworom, więc wolałam nie ryzykować. Był jeszcze instynkt, który mówił, abym uciekała i nie robiła z siebie idiotki jednocześnie. Wiadomo, że sensowna jest ucieczka. Lepiej uratować swój tyłek, bo ''przez jedną osobę gatunek ludzki nie zginie''. A może jednak?
Stawiając krok w przód moja ręka automatycznie powędrowała do sztyletu, który się ze mną nie rozstawał. Czasem potrafiłam zasnąć z nim w rękach tylko po to, by w razie zagrożenia mieć czym się obronić. W kieszeni spodni niestety nie miałam już nic.
- Co ja do cholery robię? - zapytałam samą siebie najciszej jak umiałam.
Okrążyłam grupę zebranych zombie utrzymując odległość. Pierwsze, co wpadło mi do głowy, to przeszukanie pojazdu. Wydawał się najbezpieczniejszym miejscem, w którym mogłabym zostać. To mogło się udać, tylko jak mam zaatakować pierwszego wroga?
Zamachnęłam się nożem i wyrzuciłam go w stronę głowy najbliższego chodzącego trupa. Nie miałam pewności, czy przez taki "cios" zombie znów stanie się znów martwy, ale po chwili stworzenie osuwało się na kolana wydając zniekształcone jęknięcia. Podbiegłam do niego szybko. To był mężczyzna. Bez oka, z gnijącą skórą szyi. Przewróciłam go butami na plecy i jednym ruchem wyciągnęłam nóż. Wycofałam się kilka kroków, by obrać kolejny cel. Drzwi do autobusu "chroniło" siedem ciał. Rzuciłam szybkie spojrzenie sylwetce na dachu busu. Łaził po jego całej długości, w dłoni miał maczetę.
- Może byś zlazł na ziemię? - zapytałam głośno zdziwiona swym tonem.
Obaliłam kolejnego trupa twarzą do drogi i wbiłam mu nóż w szyje. Nieznajomy popatrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie podniosłam na niego wzroku, byłam zbyt zajęta dwoma istotami, które próbowały mnie zaatakować. Byłam coraz bliżej celu, który sobie założyłam, lecz coraz więcej potworów postanawiało się na mnie rzucać.

Wpadłam do środka z impetem. Wylądowałam na brzuchu, ponieważ potknęłam się o ostatni stopień. Świetnie. Wstała, prędko doskakując do drzwi. Próbowałam je jakoś zamknąć. Nawet nie drynęły. Rozejrzałam się po całym "pomieszczeniu". Obskurne siedzenia, wybite szyby. Dopadłam kierownicę pojazdu. Obok, po prawej, był panel z kolorowymi guzikami. Jako dziecko, korciło mnie, by powciskać je w przypadkowej kolejności, a teraz miałam taką okazję. Kluczyki było w stacyjce, plus dla mnie. Przekręciłam je i zajęłam się panelem.
- Mam! - wyszeptałam do siebie widząc, że wejście zamyka się wolno.
Opadłam na siedzenie kierowcy zakrywając wierzchami dłoni oczy. Dopiero teraz zobaczyłam, jak bardzo się trzęsłam. Nie było jednak czasu na przejmowanie się drżeniem. Od niebezpieczeństwa oddzielała mnie tylko ściana pojazdu. Skoczyłam na równe nogi. Otworzyłam wszystkie schowki po kolei. Nic. Żadnego pistoletu, żadnego noża. Pobiegłam na siedzenia na końcu. Tam też nic ciekawego nie było. Zaczęłam się zastanawiać, jak nieznajomy wszedł na górę.
Wyjście ewakuacyjne. Wskoczyłam na siedzenia najbliżej klapy. Dlaczego nie mogłam być wyższa? Mimo wszystko, spróbować musiałam. Schowałam nóż za pasek spodni i skoczyłam do otworu. Lewą ręką zdołałam chwycić krawędź. Czułam ciepłą ciecz, która spływała z mojego prawego nadgarstka. Cóż, kilka kawałków szkła może zabić. Z wysiłkiem złapałam obiema dłońmi skraj włazu.
Podciągnęłam się ostatkiem sił i wdrapałam się na dach. Otrzepałam się z kurzu wstając. Skierowałam wzrok na nieznajomego. Patrzył na mnie z lekkim zdziwieniem.

Saikhan?

środa, 22 lipca 2015

Od Nathaniel'a CD Isabel

Uśmiechnąłem się lekko i pocałowałam ją w skroń
-Niech będzie- odgarnołem jej włosy z twarzy- prześpij się jeszcze powinno ci pomóc jesteś jeszcze osłabiona- powiedziałem niemal szeptem
-Mhm..- wtuliła się we mnie. Potem po raz kolejny odpłynęła. Ja jednak nie byłem w stanie zasnąć. Bawiłem się kosmkiem jej włosów. Moje myśli popłynęły gdzieś daleko.. potem i mnie zmulił sen

<Isabel? Długość i jakość powala... nie stać mnie na nic lepszego :c>

wtorek, 21 lipca 2015

Od Hilary CD Raven'a

Po pożegnaniu się z Raven'em, bezskutecznie próbowałam zasnąć. W końcu dałam za wygraną, odkopałam się spod koca i zaczęłam metodycznie przeszukiwać plecak. W końcu znalazłam interesującą mnie rzecz - kieszonkowy, lekko zniszczony egzemplarz pierwszej książki mojej matki. Wyjęłam go z uczuciem wzruszenia, a zarazem ulgi. Ta jedna rzecz utrzymywała mnie przy życiu. Gdy trzymałam ją w rękach, przypominałam sobie, że mama nie zginęła na darmo. Chciała, żebym żyła.
Z książką w ręce wymknęłam się na korytarz i skierowałam się do mojego ulubionego pokoju - tego z dziurą w ścianie. Usiadłam przy szczelinie i pozwoliłam, żeby chłodne powietrze rozwiało moje włosy. Zatknęłam je za uszy i zaczęłam czytać. Gwiazdy dawały nikłe światło, ale zawsze to było coś.
Po chwili usłyszałam kroki. Uniosłam głowę, nasłuchując i próbując rozpoznać, kto zakłóca mi spokój.

<Raven?>

poniedziałek, 20 lipca 2015

Od Isabel CD Nathaniel'a

Powiedział, a ja tym razem rozryczałam się na dobre.
- Nat.... zrobiłam to tylko bo cie kocham....- odwróciłam się do niego przodem – Choć do mnie – powiedziałam, a ten spojrzał na mnie pytająco – Daj mi się sobą nacieszyć skoro jednak żyję
Położyłam się, a chłopak nadal niepewny wsuną się koło mnie. Lekko pocałowałam go w usta i schowałam twarz w jego szyj wtulając się w niego. Ten znajomy zapach przy którym czuję się bezpiecznie i silne ręce.
- Chyba wiem jak możemy sprawdzić czy na pewno nie jestem zarażona – zamruczałam mu w szyję, a ten się poderwał zaciekawiony
- Zwierzaki od razu wyczuły że coś ze mną nie tak zanim ja się w ogóle spostrzegłam. Może i tym razem wyniuchają czy nadal jestem – powiedziałam cicho, a ten prawie od razu się poderwał. Złapałam go za rękę i pociągnęłam znów do siebie.
- Nie dziś.... jutro. Muszę się umyć bo cała tym czymś śmierdzę i ty także musisz się wykąpać. Dziś nie dam rady... jestem za bardzo zmęczona. Jutro pomożesz mi się tam doczłapać bo nogi nadal ma jak z waty.

<Nathaniel?>

niedziela, 19 lipca 2015

Od Nathaniel'a CD Isabel

Przełknąłem gulę w gardle.
-Nie jestem z kamienia, chociaż nie wiem jakbym się starał nie zawsze mi wychodzi... nie radzę sobie ze wszystkim..- powiedziałem próbując zapanować nad głosem- czasami muszę od tego uciec by nie wyglądać jak teraz- pewnie wyglądałem żałośnie skryłem twarz w rękach bylem rozsypany i czym prędzej musiałem się pozbierać- ale ty nie dałaś mi nawet spróbować- gdy odsłonił twarz nie wyrażała już nic
-Dlaczego ty zawsze wszystko ukrywasz?- w jej głosie był ton oskarżenia
-Bo tego nauczyło mnie życie- odparłem, odwróciła się do mnie plecami
-A nie nauczyło cię co robić, gdy jesteś zarażonym i możesz pozabijać wszystkich wokoło- w pierwszej chwili nie wiedziałem co odpowiedzieć
-Przepraszam- powiedziałem w końcu- po prostu nie potrafię znieść myśli, że mogłem cię stracić... ja nie poradziłbym sobie z tym...

<Isabel?>

Od Isabel CD Nathaniel'a

Łzy popłynęły mi strumieniem po policzkach
- To nie to, że ci nie zaufałam....widziałam tyle osób zabijanych i przemieniających się... nikt jeszcze nikogo nie wyleczył, nie wiadomo czy ja jestem wyleczona. Być może bo szybko ale nie wiadomo. Postaw się na moim miejscu. Widziałam jak Wise morduje całą moją rodzinę, a sama cudem uciekłam. Nie chciałam stać się taka sama jak one i zabić jedyną ukochaną mi osobę!
- Nie zmieniłabyś się.
- Skąd wiesz? Dasz mi na to jakąś gwarancję czy choć odrobinę uczucia, czy powiedziałeś mi, że wszystko będzie dobrze. Nie, odwróciłeś się i wyszedłeś, a ja wolę odebrać sobie życie własna ręką niż czyjąś. Nie dziw mi się. To byłoby mniejsze cierpienie dla ciebie niż gdybym się zmieniła.

<Nathaniel?>

Od Nathaniel'a CD Isabel

Oparłem się odsuwając od niej i przetarłem oczy
-Jedna z dziewczyn wpadła na pomysł dializy i najprościej rzecz ujmując to zrobiliśmy i chyba zadziałało- powiedziałem jeszcze w miarę normalnie- powinnaś w parę dni dojść do siebie- lekko zmarszczyła brwi najwidoczniej przyswajając sobie wszystko
-Rozumiem
-A ja nie rozumiem- powiedziałem jednak nie chodziło o dializę itd, ale o to, że chciała się zabić, mój głos dotąd w miarę normalny złamał się-czemu mi nie zaufałaś? Nie pozwoliłbym ci się zmienić... potrzebowałem trochę czasu, wiedziałem, że da się tego uniknąć...  Dlaczego we mnie zwątpiłaś?

<Isabel?>

Od Isabel CD Nathaniel'a

Powoli czułam jak wraca mi świadomość. Ruszyłam się lekko i po chwil poczułam jak ktoś mocniej ścisną mi rękę. Nathaniel nadal przy mnie czuwa. Westchnęłam i powoli otworzyłam oczy. Serce mi się krajało gdy widziałam jego zmartwioną twarz. Uniosłam dłoń i pogłaskałam po policzku.
- Czemu to zrobiłeś ? Ja nie chcę być potworem. Będę jedynie problemem i zagrożeniem. Nie możesz narażać całej grupy dla mnie dlatego sama się siebie pozbyłam. Po co mnie ratowałeś? - szeptałam nadal głaszcząc go.
- Wyzdrowiejesz. Niebieska plama zniknęła – gdy to powiedział po prostu mnie zatkało. Odkryłam nogę ale była zabandażowana. Spojrzałam na chłopaka pytająco.
- Wytłumacz mi wszystko – poprosiłam szeptem

<Nathaniel?>

Od Nathaniel'a CD Isabel

Ocknąłem się i rozejrzałem. Cała rzeczywistość od razu na mnie naparła. Jak mogłem zasnąć... przetarłem oczy. Wstałem by rozprostować kości. Isabel nadal spała... chyba, że coś mnie ominęło. Drzwi się uchyliły i weszło dwoje ludzi. Mężczyzna złożył mi raport o sytuacji wydałem mu kilka poleceń i wyszedł. Została tylko kobieta ta sama co wcześniej wpadła na pomysł dializy
-Nie zdążyłem ci jeszcze podziękować..
-Nie ma za co. W nocy się obudziła na chwilę- na usta cisło mi się pytanie czemu mnje nie obudziła. Od razu używałem odpowiedz- to był moment, na piła się i zasnęła- westchnął em
-Dzięki.. za wszystko- uśmiechnęła się i wyszła. Wróciłem do łóżka Isabel. Po raz kolejny chwycił em ją za rękę. Nadal nie potrafiłem wyobrazić sobie co bym zrobił gdyby zginęła. Nie wiem ile tam siedziałem, ale dziewczyna zaczęła się budzić. Tyle czasu na to czekałem, a teraz nie miałem pojęcia co powiedzieć...

<Isabel?>

sobota, 18 lipca 2015

Od Saikhan'a

Kolejny dzień. Wstaje późnym rankiem. Ubieram się w swój kombinezon biorę mój sprzęt i wychodzę. Udaję się do jakiegoś wysłannika z racjami żywnościowymi. Biorę co moje i odchodzę.
Połykam pigułkę i idę na zwiady. Idę tym znowu alejkami tam gdzie zombie jest najmniej.
Mimo tego i tak musiałem użyć swojej nowej broni. Maczeta jest bardzo ostra i bez problemu ścina głowy chodzącym trupą. Jak na razie jest spokojnie, idę trochę dalej. Doszedłem na stary dworzec autobusowy. Wchodzę do najbardziej zadbanego pojazdu, choć w nim są trzy trupy. Poradziłem sobie z nimi bez problemu, ciała wyciągnąłem na zewnątrz aby rozejrzeć się po autobusie.
Było tam mało ciekawych rzeczy, praktycznie nic ciekawego nie znalazłem.
Zauważyłem, że w stacyjce są klucze z ciekawości przekręciłem i autobus o dziwo działał lecz miał pusty bak. W autobusie ciągle było radio, postanowiłem je włączyć. Radio było ustawione na na najwyższą głośność a w środku była jakaś płyta. Z radia wydobyła się okropnie głośna muzyka.
Natychmiast w moją stronę szło mnóstwo zombie. Szybko zamknąłem drzwi pojazdu i wyszedłem przez dziurę w dachu. Autobus był całkowicie otoczony hordą chodzących trupów.
Nie miałem nawet na tyle szczał by ich powybijać. Na szczęście troszkę dalej był jakiś człowiek.
-Hej! Pomożesz?! - Krzyczałem najgłośniej jak potrafię.
Ów osobnik odwrócił się i spojrzał w moją stronę. Pomachałem mu rękami.
Osobnik wahał się czy mi pomóc czy uciekać.

<Ktoś? Pomożesz czy uciekniesz?>

piątek, 17 lipca 2015

Od Isabel CD Nathaniel'a

Wszystko mnie bolało. W ustach czułam okropną suchość. Nie mogłam otworzyć oczu. Próbowałam kilka razy ale na nic. Tak jakbym miała na nich ciężarki. Kiedy wreszcie się podniosły w pomieszczeniu panował półmrok. Przechyliłam głowę na bok i co zobaczyłam ? Nathaniel'a trzymającego moją zawiniętą w bandaże rękę. Spał na swojej drugiej ręce. Chciałam na niego krzyczeć ale miałam suchość w gardle. Nagle pojawiła się jakaś dziewczyna, gdy zobaczyła, że nie śpię wzięła szklankę i szybko podeszła z drugiej strony. Pomogła mi usiąść do pozycji pół siedzącej i podłożyła mi szklankę do ust.
- Tylko powoli i małymi łyczkami – uprzedziła po czym przechyliła ją tak by powoli wlewała mi się do ust. Po chwili ją odstawiła i ponownie mnie położyła. Wyglądała na bardzo miłą i spokojną osobę.
- Śpij jesteś jeszcze bardzo osłabiona – powiedziała i przykryła mnie dokładnie. Gdybym mogła się ruszać sama bym to zrobiła ale nie mogę. O dziwo praktycznie od razu zasnęłam.

<Nathaniel?>

Od Nathaniel'a CD Isabel

Siedziałem tak nie wiem ile czasu. Nie mailem pojęcia co robić. Nagle rozległo się pukanje
-Wejść- powiedziałem. Drzwi się uchyliły i wszeszła jakaś dziewczyna
-Nathaniel mam pomysł- spojrzałem w jej kierunku
-Jaki?
-Dializa
-Sądzisz, że to się uda?
-Można spróbować. Nic lepszego i tak nie masz- przrz chwilę się zastanowiłem
-Można spróbować
-Ale najpierw trzeba odkazić jej ranę- czemu ja na to nie wpadłem
-Bierzmy się do roboty- wstałem.
~~
Niebieskie plamy zniknęły. Zajęła się tym wszystkim tamra dziewczyna, ja raczej nie byłem w stanie. Możliwe, że wyszło, ale Isabel nadal się niej obudziła.... zostało nam czekać na rozwój wypadków


<Isabel?>

Od Isabel CD Nathanjel'a

Leżymy razem na plaży opalajac się na słońcu. Głowa Nathaniel' a spoczywa na moim brzuchu. Głaskałam go po włosach, z jego gardła wydobywa się słodkie mruczenie.
- Nat...
- Mhym...? - odpowiada leniwie
- Zejdź juz z mojego brzucha. Przez ciebie będę miała białą plamę. - ten leniwie się podnosi tak by patrzeć mi w oczy.
- Chodźmy do wody. Jest tak gorąco.
- Ale ja nie potrafię pływać idź sam. - odpowiadam lekko zbierając.
- To cię nauczę - entuzjazmu w jego głosie nie da się ukryć. Nim zdążę zaprzeczyć ten porywa mnie na ręce i rusza do wody. Piszczę i wyrywam się ale ten tylko się śmieje. Gdy jesteśmy już w wodzie praktycznie wiszę mu na szyji tylko by mnie nie puścił. Świat bez problemów i bez mutantów...

<Nathaniel?>

Od Nathaniel'a CD Isabel

Pozbierałem się i poszedłem do Isabel. Przyjąłem jak zwykle kamienną twarz, niespecjalnie się spieszyłem. Trochę się bałem. Nagle usłyszałem głos
-Dziewczyna prosiła byś tam nie wchodził- spojrzałem w kierunku głosu, był to jeden z chłopaków który miał odprowadzić Isabel
-Słucham?- lekko się skrzywił chyba powiedziałem to zbyt ostro
-Gdy ją tam zostawiliśmy powiedziała, że mamy ci nie pozwolić tam wejść...- nie słuchałem go dalej tylko pobiegłem. Tylko nie to. Otwarłem drzwi z hukiem, od razu zobaczyłem ciało Isabel leżące na ziemi do tego napis. W pierwszej chwili stanąłem jak wryty tak, że ktoś kto za mną biegł wpadł na mnie to mnie ocuciło. Podbiegłem do Isabel, gdy zobaczyłem jej rękę...serce na chwilę mi stanęło. Rozdarłem swją koszulę i zawiązałem ją mocno nad raną.
-Przynieście bandaż- mój głos lekko drżał. Kolejny kawałek koszuli poskładałem tak by było parę warstw i przycisnąłem do rany. Po chwili pojawili sie z tym o co prosiłem. Krew już tak nie buchała dzięki uciskowi. Szczęściem było to, że pocięła się w poprzek, a nie wzdłuż. Zabandażowałem jej rękę. Przez parę sekund po prostu patrzyłem jak oddycha dopiero to trochę mnie uspokoiło. Przebieśliśmy ją do łóżka. Kazałem wszystkim wyjść. Usiadłem an krześle przy niej. Musiałem orzy niej czuwać. Jeśli by sie obudziła i mnie by tu nie było nje wybaczyłbym sobie. Dopiero potem wymyślę coś na skażenie.... musi być jakieś wyjście

<Isabel?>

czwartek, 16 lipca 2015

Od Isabel CD Nathaniel'a

Zakażona ? Nie, nie nie mogę być zakażona. Nie chcę stać się Wise. Nie błagam nie. Szlochałam jak prowadzili mnie do izolatki. Nie stawiałam oporu bo po co? W każdej chwili mogą mnie zabić ponieważ jestem dla nich zagrożeniem. Gdy się przemienię będę mogła ich zabić. A ja tak nie chcę się przemienić. Wolę zginąć. Wepchnięto mnie do całej białej celi z łóżkiem przypiętym do ziemi.
- Mam do was jedną prośbę – powiedziałam łamiącym się głosem no chłopaków którzy mnie tu przyprowadzili.
- Nie wypuścimy cię stąd – odezwał się groźnie jakiś brunet
- Nie o to chciałam was prosić. Po prostu nie pozwólcie Nathaniel'owi się ze mną zobaczyć.... Tylko o to proszę.
- Nie możemy zabronić tego dowódcy. Jedynie przekażemy twoją prośbę – powiedział i zamkną drzwi. Nie chcę by zobaczył jak choć w najmniejszym skrawku się zmienię. Nie mam pojęcia ile to może potrwać ale chyba nie mam dużo czasu... Gdy tylko usłyszy moją prośbę domyśli się, że coś jest nie tak. Szczęście dla mnie, że mnie nie przeszukali, a może nie szczęście? W końcu nóż w moim prawym bucie ma posłużyć mi jako śmierć. Tym sprawię mniejszy ból Nathanielowi. Lepsze żebym sama to zrobiła niż ktoś na jego oczach... Na samą myśl, że mógłby zobaczyć mnie pół przemienioną jest mi niedobrze. Wyciągam nóż i dokładnie się mu przyglądam. Wykonuję jedno sprawne cięcie na lewym nadgarstku. Wystarczająco głębokie by krew lała się strumieniem. Zamaczam palce prawej ręki i zaczynam pisać na ścianie. „ Nie mogę tak żyć. Nie chcę tego. Proszę wybacz mi. Kocham Ci...”
Ręka zaczęła mi drżeć,, a ciało opadać na łóżko. Było bezwładne...

<Nathaniel?>

Od Nathaniel'a CD Isabel

Zmarszczyłem brwi, to nie było normalne
-Jak się czujesz?- spytałem- jakieś rany?
-Mam parę zadrapań i...- urwała na chwilę, poczułem jak włosy stają mi dębem
-I co?
-Ugryzienie, ale to raczej nie...
-Pokaż- powiedziałem zachowując pozory spokoju. Dziewczyna delikatnie podniosła nogawkę zwierzaki przy każdym jej nawet najmniejszym ruchu warczały. W końcu ukazała się rana- czy to był Wise?- spytałem jeszcze pokiwała głową, skóra przy ugruzieniu zchodziła na niebieski. Poczułem, że za mną staje parę osób
-Ona jest zakażona- ktoś wypowiedział słowa, które od paru chwil brzmiały mi w głowie jednka gdy ktoś je wypowiedział zrobiło mi się słabo. Jak zwykle nie mogłem tego po sobie dać poznać
-Zamknujcie ją w izolatce- powiedziałem
-Powinniśmy...
-Wykonać- nie potrafiłem spojrzeć w twarz Isabel. Dwie osoby podeszły i poprowadziły ją. W sali zaczęły się rozmowy. Nie zważając na nic wyszedłem wyszedłem na dwór potrzebowałem świeżego powietrza. Poszedłem na tyły i stanąłem walnąłem ręką w drzewo. Potem upadłem na kolana. Usłyszałem za sobą kroki, a chwilę później po moich dwóch stronach znalazły się zwierzaki Isabel. Patrzyły na mnie smutnie jedno z nich traciło mnie nosem. Pogłaskałem je, a potem wstałem. Musiałem iść do Isabel, tylko co miałem powiedzieć? Kodeks kazał w takiej sytuacji zabić ją, ale nie było mowy bym to zrobił. Musi być jakieś antidotum. Cokolwiek... nie mogę jej stracić

<Isabel?>

Od Saikhan'a "Pomoc"

Wstaje rano ubieram swój kombinezon. Dziś mam zamiar sprawdzić okolicę więc opancerzenia na pewno się przyda. Zabieram ze sobą łuk i nóż. Wychodzę na ulicę gdzie jest raczej bez drobnej bitki z trupami się nie obejdzie. Staram się chodzić cicho i jak najdalej od tych truposzy. Nie mam zamiaru ściągać na siebie uwagi więc zabijam nożem i staram się zachodzić zombiaka od tyłu.
Jednego przekułem w momencie kiedy jadł swoją nogę. Ale te stworzenia są głupie. Dalej idąc po zakamarkach gdzie i tak mogę natrafić na smakoszy, którzy się skuszą na mnie. Teraz jestem w miejscu, z którego mogę najwyżej wyjść na ulicę lub wejść do jakiegoś małego budynku. Oczywiście wybieram to drugie rozwiązanie. Powoli otwieram drzwi, w prawej ręce dalej mam nóż w wypadku gdyby za drzwiami czekał na mnie miły gospodarz. Na szczęście na parterze jest pusto
na ziemi leży jedna osoba ale jest już nieżywa. Skąd wiem? No cóż człowieczek jest zmasakrowany i leży z rozprutym brzuchem a dodatkowo nie ma głowy. Krew ciągnie się do piwnicy zamkniętej na kłódkę. Postanawiam poszukać czegoś czym otworzę kłódkę lub czegoś czym ją rozwalę.
Powoli wchodzę na górę. Otwieram drzwi pokoju ale tu pusto i nic tu nie ma prócz powywracanych mebli i ubrań. Sprawdziłem całe piętro ale nić tam nie było. Schodzę z powrotem na dół idę do następnych drzwi. Otwieram i tym razem coś znalazłem na ziemi były poprzewracane narzędzia wziąłem dwa śrubokręty oraz siekierę. Idę do kłódki i jednym silnym uderzeniem rozwaliłem kłódkę. Powoli otwieram drzwi, pomału schodzę w dół, na szczęście piwnica ma okna i wszystko widać. Słyszę jakieś warczenie albo chrapanie jakiegoś wielkiego zwierza.
Idę dalej po śladach krwi aż doszedłem do miejsca gdzie pod ścianą leżała dziwna bestia.

Chciałem jednym mocnym uderzeniem odciąć jej głowę ale mutant się obudził i szybko skoczył na mnie, siekiera wypadła mi z ręki. Podtrzymywałem szyję bestii aby ta mnie nie ugryzła. Lewą ręką biorę jeden z śrubokrętów i wbijam go bestii w bok, teraz biorę drugi w wbijam go mutantowi prosto w szyję, musiałem trafić w krtań bo potwór zaczął pluć krwią i ciężko sapać. Wykorzystałem okazję i mocnym kopniakiem powaliłem mutanta na ziemię, szybko pochwyciłem siekierę i uderzyłem w go w szyję. Szyję miał mocno rozciętą więc uderzyłem jeszcze raz potem drugi i jeszcze trzeci dopiero teraz odciąłem jej łeb. Biorę jego głowę za róg . Szybkim krokiem wychodzę z tego domu i wracam do głównej siedziby. Strażnicy mi otwierają i od razu idę do dowódcy z łbem.
Co to jest!? - Pyta zszokowany.
Mój były przyjaciel. - Odparłem arogancko.
Dobra zostaw go a ja wyznaczę kogoś kto zaniesie to do naukowców.

Odejście

Nikki Hollister odchodzi

środa, 15 lipca 2015

Od Saikhan'a "Moja historia"

Od dziecka byłem wychowywany w podziemiach. Ojciec i matka nie żyli, najpewniej pałętają się na powierzchni jako zombie. Już jako nastolatek przestałem być traktowany jak dziecko, byłem bity i poniżany jednak przez to tylko bardziej się zahartowałem. Mimo tak wielu zniewag nie zmieniłem się w takiego samego dupka jak ci co mi te krzywdy wyrządzili. Tamte lata mocno utkwiły w mojej pamięci przez to wolę być samotnikiem. Po wielu treningach nabrałem więcej siły i refleksu przydatnego w tym świecie. Moje treningi zawsze ale to zawsze były takie same, tak samo wyczerpujące i tak samo trudne mimo że zmieniały się zadania. Podczas tych zadań musiałem się wykazywać nie tylko dużą siłą ale również intelektem i sprytem. Po pewnym czasie już nikt nie dał rady mi podskoczyć, już nie byłem kozłem ofiarnym ale mimo to też nikogo nie poniżałem, wręcz przeciwnie broniłem słabszych aby nikt już nie miał takich przeżyć jak ja. Mimo to nie chciałem wiązać żadnych przyjaźni ani związków na dłuższą metę. Jednorazowe „randki mi wystarczały”.
Mimo, że byłem jednym z lepiej wyszkolonych ludzi nie chciano mnie wypuścić z powodu mej samotności. Nie wiedzieli czy dam radę funkcjonować w społeczeństwie gdzie będę musiał wykonywać rozkazy nadane z góry. Jednak po dłuższej rozmowie z dowódcą zostałem wysłany na zachód gdzie takie zabijaki jak ja na pewno będą potrzebne.

Saikhan Tharll opuszcza podziemia!



"Tylko niekiedy szczęście bywa darem, najczęściej trzeba o nie walczyć."

Zwiadowca/ Zachód

Od Isabel CD Nathaniel'a

Gdy nadeszły Wise było okropnie. Zostałam przeciągnięta przez pół dachu. Wszędzie mam zadrapania i ślady po ich pazurach. Ale najgorsze dopiero nadchodziło. Powoli brakowało mi broni i opadałam z sił. Nie miałam pojęcia jak sprawy miewają się tam na dole ale tu było okropnie. Gdy myślałam, że już po wszystkim i zaczęłam schodzić jakiś Wise schował się i dziabną mnie w nogę. Zawyłam z bóli ale ten już uciekł więc nie miałam okazji go zabić. Nie zważając na ból pobiegłam szukać chłopaka. Gdy go znalazłam usłyszałam to czego się spodziewałam.
-Czy ty zawsze musisz ignorować moje rozkazy?
- Tak bo ty zawsze musisz je zadawać - powiedziałam uśmiechając się i rzucając się w jego ramiona. Usłyszałam za sobą warczenie. Odwróciłam się i zobaczyłam moje kochane zwierzaki. Chciałam się do nich przytulić ale te najeżyły się na mnie warcząc. Ominęły mnie szerokim łukiem i stanęły po obu stronach Nathaniela. Nie najeżyły się na niego tylko nadal na mnie.
- O co chodzi ? - zapytałam się jakby sama siebie

<Nathaniel?>

Od Corinne

Panował wszechobecny mrok. Maszerowałam pewnym krokiem przed siebie, cały czas wodząc lewą dłonią po szorstkiej i zimnej ścianie. W dłoni dzierżyłam pistolet, który  niewiadomych przyczyn, leżał obok mnie. Co chwilę ściskałam go, by się upewnić, że tam jest. Korytarz, czy też tunel, stawał się coraz to mniejszy. Klaustrofobii nie miałam, lecz całe pomieszczenie mnie przerażało. Co było na końcu? A jeśli... a jeśli wcale go nie było?
Krzyk. Najpierw jeden, gardłowy. Potem drugi, piskliwy. Ręce od razu powędrowały do uszu, próbując zakryć je przed wrzaskiem. Nie zatrzymywałam się mimo to, przyśpieszałam.
- Corinne - szept dotarł do mnie jako echo, które nałożyło się na siebie.
Przystanęłam prostując się i spuszczając luźno ręce. Daleko przede mną pojawił się jasny punkt. Stawał się coraz to większy. W końcu zaczął przypominać kulę o kolorze zachodzącego słońca. Zmrużyłam oczy próbując dostrzec cokolwiek w kształcie. Rozwarłam szeroko powieki, co nie było pomysłem godnym polecenia. Kula wydawała się być bardzo blisko mnie. Wyciągnęłam więc w jej stronę lewą rękę. Nic nie poczułam.
- Corinne - głos wydawał się być ogległy, jakby za mną.
Odwróciłam się instynktownie, nie spodziewając się, co nastąpi. Wybuch. Prawa ściana rozerwała się na strzępy, jakby była z papieru. Odrzuciło mnie na betonową podłogę. Wylądowałam na plecach, jednocześnie uderzając potylicą w twardą posadzkę.

Obudziłam się gwałtownie z krzykiem. Byłam oblana potem, włosy miałam posklejane. Wymacałam chropowatą ścianę po lewej stronie, następnie łóżko. Byłam w bazie. To był tylko sen. W sumie, to nawet nie wiem czego było się bać. Zero zombie, zero ohydnych twarzy, zero krwi. Możliwe, że strach spowodowany był dalszymi wydarzeniami, których nie pamiętałam. Wolałam nie wnikać w swoje koszmary, które nawiedzały mnie co noc.
Po raz pierwszy w życiu chciałam, żeby był ktoś taki, kto będzie w stanie mnie uspokoić, zostać przy mnie, otulić ramionami. Nie marzyłam o związku na całe życie. Wystarczyła mi zwykła przyjaźń, o którą teraz trudno. Przynajmniej w moim przypadku.
Usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Podniosłam się do pozycji siedzącej i odwróciłam głową w stronę dźwięku.
- Wszystko okay? - zapytała szeptem nieznana mi osoba.
Wpatrywałam się w jaśniejszy pasek, który pojawił się na regale z książkami. Mój gość pozostał na zewnątrz, nawet nie wychylił się, by zobaczyć, co ze mną.

<Ktoś?>

wtorek, 14 lipca 2015

Od Anastasi

Tyle papierów. Wszędzie tylko dokumenty! Jak to możliwe, że ja, przyboczny strateg dowódcy, zajmuję się robotą innych, pomniejszych osób! Westchnęłam i kontynuowałam moją pracę.
- Gdzie ten cholerny kwitek o jedzeniu...
Dziwne, że ludzie wciąż zajmują się zapisywaniem wszystkich możliwych transakcji. Nawet w trakcie apokalipsy. Jest! Rozejrzałam się dookoła. Gdzie ten cholerny długopis?! Ponownie zaczęłam grzebać między dokumentami.
- Anastasia? Weź przynieś później te spisy do głównego pomieszczenia, okey? Dowódca prosi - czyiś głos tak samo jak nagle się pojawił, tak też niespodziewanie zniknął. Spojrzałam na drzwi, jednak już nikt tam nie stał. Szybko wzięłam do ręki znaleziony wcześniej papier (tym razem go nie zgubiłam) i wyszłam z pokoju. Szybkim krokiem skierowałam się do celu. Całkowicie zatraciłam się w wymyśleniu jakiegoś sposoby, aby wywinąć się od dalszej pracy z papierami. Ktoś krzyknął.
- Uważaj!
Nim zdążyłam zareagować, nagle coś świsnęło koło mojej głowy.
- Czyś ty oszalała?! Kto normalny wchodzi na pole ćwiczeń w trakcie używania go?!
Spojrzałam zaskoczona na nadchodzącą w moją stronę osobę. Była naprawdę wściekła.

<Ktoś? :3>

Od Nathaniel'a CD Isabel

Czy ona chociaż raz mogłaby posłuchać mojego rozkazu?  Pewnie nie. Ubrałem buty i z bronią w ręku wbiegłem na korytarz. Minąłem parę walczących z mutantami. Radzili sobie dobrze, a ja nie mogłem tracić czasu. Wszyscy raczej wiedzieli co robić. Byliśmy Przygotowani na takie coś. Może nie w takim natłoku. Pobiegłem na jedno ze skrzydeł, po drodze zabijając mutanty. Najpierw zająłem się mutantami w budynku potem dostałem się na zewnątrz. Walki trwały do rana. Dopiero wtedy mutanty opuściły. Trzrba było określić stratu. Nikt nie zginął tyle dobrze. W pewnym momencie napadły na nas jeszcze Rise i przez to większość była nieźle poraniona. W tym ja, przez przypadek trafiłem na pierwszą ich linię ognia, ale i tak nie było najgorzej ze mną. Nasze zapasy medyczne były już i tak małe na taką skalę nke wystarczyły. Zmobilizowałem tych co najmniej ucierpieli i wysłałemdo dawnych aptek. Wysłanników posłałem za Wschód. Byłem dość zajęty i zauważyłem Isabel dopiero, gdy przedemną stanęła. Kłóciłem się sam ze.sobą vzy ją przytulić i cieszyć się, że żyje czy być wściekły
-Czy ty zawsze musisz ignorować moje rozkazy?- spytałem zachowując kamienną twarz

<Isabel?>

Od Raven'a CD Jessici

- Uwierz, że ja też nie chcę tu zostawać, ale znam całkiem przyzwoite miejsce z dala od wszystkich.
Odwróciłem się. Jej decyzja czy za mną pójdzie czy nie. Ja wybieram do Zachodniego Skrzydła czyli tam gdzie zarezerwowałem swój pokój. Odpowiadało mi tamto odosobnienie. Zerknąłem przez ramię czy dziewczyna za mną idzie. Szła. Może niezbyt chętnie, ale szła. Zatrzymałem się dopiero przed drzwiami pokoju. W okolicy nie było nikogo.
- Jakby co będę tutaj - rzuciłem - Wybierz sobie miejscówkę.
Wszedłem do pokoju zamykając za sobą drzwi.

<Jessica?>

poniedziałek, 13 lipca 2015

Od Isabel CD Nathaniel'a

Zerwałam się na równe nogi. Szybko ubrałam koszulkę, spodnie i buty. Żałowałam że nie mogłam ubrać czegoś pod spód... Gdy wybiegłam dowiedziałam się, że zostaliśmy zaatakowani. Wzięłam buty chłopaka o biegiem powędrowałam do zbrojowni. Chłopak tam był i brał broń. Rzuciłam mu buty.
- Ubieraj! - krzyknęłam i wzięłam nuż a potem mnóstwo strzał i łuk. Nie wiem jakim cudem ale znalazłam małą buteleczkę benzyny i ją również zgarnęłam. Za plecami pojawił się Nathaniel chwycił mnie za ramiona i gwałtownie odwrócił..
- Isabel schowaj się w bezpiecznym miejscu! - krzykną do mnie by przygłuszyć gwar tu panujący
- Nie, ja też chcę pomóc ! Od tego mam ręce!
- To jest niebezpieczne!
- Nie Nathaniel'u ! Kocham się ! -krzyknęłam i gwałtownie go pocałowałam. Spojrzałam na niego ostatni raz i uciekłam przez tłum tak by nie mógł mnie złapać. Wypuściłam zwierzaki i kazałam im uciekać. Wiem, że przetrwają. Wybiegłam na dwór mordując przy tym mutanty. Wbiłam na dach ustawiłam się w odpowiednim miejscu.. Roznieciłam malutki ogień co tylko tyle udało mi is wykrzesać. Strzały pomoczyłam benzyną i zaczęłam strzelać ogniem. Były blisko siebie więc nieraz zapalały się kilka ma raz. Nathaniel na pewno będzie na mnie wściekły. Mam nadzieję, że nic mu nie będzie...

<Nathaniel?>

Od Nathaniel'a CD Isabel

Uśmiechnąłem się lekko.
-Możliwe-pocałowałem ją lekko w skroś- zwale wszystko na ciebie- szepnąłem jej do ucha. Dostałem za to w brzuch z łokcia. Po jakimś czasie zasnęła. Obiecałem, że zostanę, ale niezbyt mi się to uśmiechało. Miałem jeszcze trochę do zrobienia. Chociaż z drugiej strony byłem zmęczony i mogło się dla mnie źle skończyć zostawienie jej samej. Po jakimś czasie i ja zasnąłem. Obudziły mnie krzyki na korytarzu i stukot butów uderzanych o podłogę. Zerwałem się i jedynie założyłem spodnie potem wyskoczyłem na korytarz niemal zderzyłem się z Dylanem, biegł z bronią w ręku
-Co się dzieje?- spytałem
-Mutanty zaatakowały z dwóch stron! Wdzierają się do budynku- wtedy usłyszałem wystrzał. Cholera
-W pokoju jest Isabel, jesteś za nią odpowiedzialny. Wydostańcie się na zewnątrz i przeczekajcie w jakimś bezpiecznym miejscu- pewnie już sama zdążyła się obudzić
-Ale..
-To rozkaz- nie czekając dłużej pobiegłem przed siebie do zbrojowni potem zacząłem organizować pozostałych. Sytuacja wyglądała jeszcze gorzej niż na początku myślałem, zapowiadała się masakra. Miałem nadzieję, że Isabel posłuchała...

<Isabel?>

Anastasia Clothirer opuszcza podziemia!

 "Za każdą wielką fortuną kryje się zbrodnia."


Wschód/ Strateg

Odejście

Hush Valentine odchodzi

Od Jessici CD Raven'a

Całą siłą woli starałam się ustać na nogach, które teraz były jak z waty.
- Jesteś ze Wschodu? - zdziwiłam się.
- Nie, z Zachodu - powiedział. Bez słowa zaczęliśmy iść na Zachód. Racja, kiedyś widziałam przelotnie ich Siedzibę... może nawet próbowałam... ech, nieważne. Ciekawe jak ludzie zareagują, przecież nie jestem z ich frakcji... Szczerze wolałam tu zostać i umrzeć, nawet w męczarniach, ale coś nakazywało mi iść z mężczyzną. Przeklnęłam swój nędzny los i powlekłam się za nim domawiając jakiejkolwiek więcej pomocy z jego strony.
W Siedzibie Zachodnich opatrzyli mi nadgarstek bandażem powstrzymując się od zbędnych komentarzy, choć widać było, że robią to z trudem. Później i mi i Raven'owi założyli bandaże na stare rany.
- Muszę już iść - rzuciłam do chłopaka wstając z trudem.
- Ściemnia się, niedługo będzie noc - zauważył słusznie.
Wzruszyłam ramionami.
- Tu i tak raczej nie pomogą mi zostać. - marzyłam by wyjść z tego zatłoczonego miejsca.

<Raven?>

Od Raven'a CD Jessici

- Wdaje mi się, że powinniśmy iść do Siedziby - powiedziałem bezbarwnym głosem - Jeszcze zdążymy, ale...
- Co "ale? - spytała
- Nienawidzę tej zabitej dechami dziury. Za dużo tam ludzi.
Mimo wszystko wstałem i pomogłem wstać dziewczynie. Co prawda lekko chwiałem się na nogach i ogólnie kiepsko się czułem, ale mniejsza o to. I tak powiedziałem za dużo. Muszę bardziej uważać na to co mówię. Nie może być tak, że otwieram się przed każdą napotkaną osobą. Za dużo wycierpiałem, żeby tak naiwnie wierzyć w ludzi. W większości nie są tego warci.
- Chodźmy... - zarządziłem - Zanim nas noc zastanie.

<Jessica?>

Od Jessici CD Raven'a

Chcąc nie chcąc zrobiło mi się żal chłopaka. Spojrzałam na zachodzące słońce
- Przykre - powiedziałam siląc się na obojętny ton.
- Zawsze przeczesujesz tak włosy dłonią? - spytałam chcąc na nowo przybrać obojętną, wojowniczą maskę. "Znowu zaczynasz?" - wyczytałam z jego znaczącego spojrzenia. Trudno, może mnie za to nawet nienawidzić, byleby się na mnie nie poznał. Dość mu się już wyżaliłam, a i tak czułam się tym bardzo zażenowana i... nie wiedziałam, że jestem taka słaba emocjonalnie. Ja? Płakać? Nie doczekanie... a jednak...
- A ty zawsze... - zaczął, ale nie byłam gotowa na jakiekolwiek odgryzki.
- Może tak może nie - odparłam wymijająco przerywając mu, bo nie chciałam lub po prostu nie umiałam inaczej. Do tego strasznie kołowało mi się w głowie. Zdałam sobie sprawę, że... Jego głośne westchnienie przywołało mnie z powrotem do rzeczywistości.
- Pokarz coś sobie zrobiła - powiedział wyciągając dłoń. Niechętnie podałam mu zakrwawioną rękę.
- I tak już za późno - mruknęłam.

<Raven?>

niedziela, 12 lipca 2015

Od Isabel CD Nathaniel'a

Podniosłam głowę do góry wpatrując się w jego oczy. Jęknęłam nieświadoma i złączyłam nasze usta pociągając za włosy bliżej mnie. Po chwili usiadłam mu na kolanach i przejęłam inicjatywę. Nie mam pojęcia czy to przez te nerwy ale nagle zapragnęłam go tak mocno jak nigdy dotąd. Nie pozwolił mi dalej prowadzić i okręcił tak, że leżałam pod nim.
Leżę na jego piersi przykryta kołdrą, naga i całkiem wykończona.
- Wiesz, że jeżeli nie będzie cię jak się zbudzę już nigdy ci nie wybaczę. Pierwszy raz wybaczyłam ale kolejnego nie – rzuciłam groźnie
- Będę przy tobie – obiecał
-Nie zdziwiłaby się jakby ktoś teraz wparował nam do pokoju. Nie zachwaliliśmy się cicho – mruknęłam przypominając sobie jak krzyczałam na cały głos....

<Nathaniel?>

Od Raven'a CD Jessici

- Ja też... - mruknąłem po chwili. Czułem się dość niezręcznie. No i nie byłem zbyt wylewny, a kontaktów z ludźmi unikałem jak ognia. Nie wiele mnie w życiu dobrego spotkało...
- Słuchaj. Gdybyś mi pozwoliła dokończyć dowiedziałabyś się, że nie miałem tak lekko jakby się mogło wydawać.
- Czyżby? - spytała wycierając łzy. Nie skomentowałem tego, nawet na nią nie patrzyłem.
- No tak. Nie każdy może pochwalić się tym, że rodzice porzucili go w jego 5 urodziny - przeczesałem włosy dłonią. Nie powinienem był tego mówić...

<Jessica?>

Od Jessici CD Raven'a

Uporczywie stałam odwrócona tyłem do chłopaka próbując wmówić samej sobie, że w ogóle nie obchodzą mnie jego słowa.
- No więc? - spytał wyczekując mojej odpowiedzi.
Poczułam pod powiekami piekące, gorzkie łzy. Zamrugałam kilkakrotnie, aby je powstrzymać. Odwróciłam się do niego.
- Nie wiesz jak to jest, co? - spytałam zirytowana - nie wiesz jak to jest, kiedy odbierają ci wszystko co było ci drogie!? Traktują cię jak... bezlitosną maszynę do zabijania tego co oni kiedyś spieprz*li!
- Ja też... - zaczął chłopak, ale nie dałam mu dokończyć.
- No jasne! Przecież większość z nas tak miała! - syknęłam podchodząc do niego. Czułam spływające po policzkach łzy. Już nie dbałam o powstrzymywanie ich.... i tak przy odrobinie szczęścia i ironii zasranego losu, zaraz umrę - ale nie każdy widzi to co ja! Przejrzyj na oczy człowieku! I tak wszyscy zginiemy! Powyrzynają nas w pień, jak nie zoombie to znajdą się inni!
Ja już po postu nie mam siły. Czekałam na jego reakcję.
- To nie musi się tak skończyć - podjął ponownie - wiesz o tym, prawda?
- Ale może - wyszeptałam siadając na ziemi koło niego...
- Nie zdołam znieść tego sama - wyżaliłam się czując lżej na sercu i równocześnie wstręt do samej siebie, że powiedziałam o tym, mogłoby się zdawać, pierwszej lepszej osobie.

<Raven?>

Od Raven'a CD Hilary

Zauważyłem jak bardzo pustymi korytarzami szliśmy. Nawet mi to na rękę. Z dala od ciekawskich spojrzeń, od rozmów. Nie przepadam za towarzystwem. Nigdy nie wniknęło z niego nic dobrego. W Siedzibie towarzystwo znaczy tyle, że ktoś będzie na siłę starał się mnie rozbawić czy coś, a w terenie to tylko kolejna osoba do chronienia. Za dużo zachodu, za mało korzyści. Już i tak bardzo przeszkadzał mi fakt, że nie orientuję się w rozkładzie Siedziby i muszę się polegać na kimś innym. Nie cierpię polegać na kimś.
- To tu? - spytałem, kiedy dziewczyna zatrzymała się przed jakimiś drzwiami.
- Tak. Reszta pokoi na tym piętrze też powinna być pusta - oznajmiła znikając za drzwiami.
Wcisnąłem ręce do kieszeni powoli przechodząc dalej. Na chybił trafił wybrałem sobie miejscówkę. Starannie zamknąłem za sobą drzwi. Prywatność. Tego mi potrzeba. Rozejrzałem się po pokoju. Nie było tu jakoś szczególnie brudno czy obskurnie. Zdarzyło mi się już sypiać w gorszych miejscach. Zrzuciłem swoja bluzę i cisnąłem ją na łóżko. Chciałbym jeszcze zmyć z siebie miasto. Pomaszerowałem więc pod prysznic. Już czysty i świeży przebrałem się w obcisły czarny T-shirt i nieco jaśniejsze bojówki. Do paska przypiąłem swój nóż i wyszedłem na korytarz. Chciałem się jeszcze trochę przejść.

<Hilary?>

Od Ashley

Jako że zawsze byłam nieśmiała i cicha trudno było ze mną rozmawiać. Pewnego dnia wyruszyłam na spacer do lasu a, że byłam wojowniczką to trudno no zaczełam zabijać w wieku 15 lat po zaginięciu matki i ojca. W lesie był zawsze spokój, gdzie lubiłam przebywać
Tak spędzałam dużo dni i nocy na łonie natury nauczyłam się też polować na zwierzynę z łuku. Tym razem natrafiłam na sarny pobiegłam za nimi jak najszybciej. By dostać się jak najbliżej nich zchyliłam się i wyciągnełam łuk do strzału, lecz ktoś mi przeszkodził sarna uciekła, a ja byłam wściekła odwruciłam się i zobaczyłam jakąś postać w kapturze.

<Ktoś?>

Od Hilary CD Raven'a

Wyszłam z pokoju przywódcy i stanęłam oko w oko z Raven'em.
- Zapoznałeś się już z terenem? - spytałam.
- Tak, ale nigdzie nie mogę znaleźć wolnego miejsca, o którym mówiłaś.
- A byłeś w Zachodnim Skrzydle?
- Gdzie? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie. Machnęłam niedbale ręką.
- Mniejsza - odpowiedziałam, kierując się we właściwą stronę - Zaprowadzę cię.
Szliśmy wyludnionym korytarzem do mojego ulubionego miejsca: Zachodniego Skrzydła. W czasie drogi nie odzywaliśmy się do siebie zbytnio, ale to mi nie przeszkadzało. Właśnie dlatego lubiłam to miejsce; bo nie było tu ludzi, którzy męczyliby mnie niepotrzebną rozmową.

<Raven?>

Od Raven'a CD Jessici

Zmierzyłem ją wzrokiem.
- Raven Silence - odpowiedziałem jej - Z tego co widzę życie ci nie miłe, co?
Wskazałem na jej rękę. Schowała ją przede mną, ale nie mogła schować czerwonych plamek pod nią. Oderwałem się od ściany i podszedłem do niej.
- Pokaż coś sobie zrobiła - zażądałem sięgając po jej zranioną rękę.
- Zostaw mnie! - wyrwała mi się - Zostaw!
- Daj spokój - powiedziałem zmęczonym głosem - Warto coś takiego sobie robić?
- Nie masz pojęcia o czym mówisz. Zostaw mnie! - odwróciła się, żeby odejść.
- To nie musi się tak skończyć - wróciłem do ściany i usiadłem na ziemi - Wiesz o tym.
Podniosłem na nią wzrok. Widać oboje byliśmy już zmęczeni życiem. Z tym, że ja swoją wściekłość przelewałem w mordowanie zomie, a ona nie.
- No więc? - spytałem, czekając na jej decyzję. Gdzieś tam głęboko czułem, że bardzo się od siebie nie różnimy. Może ona też to zauważyła?

<Jessica?>

sobota, 11 lipca 2015

Od Nathaniel'a CD Isabel

Przez chwilę milczałem patrząc po prostu na nią. Potem podniosłem wzrok i utkwiłem wzrok w drzwiach
-Wiem, przepraszam- powiedziałem w końcu- zasłużyłem sobie
-Nie wątpliwie
-Złośliwa jesteś- mruknąłem
-Nie złośkiwa tylko wściekła- delikatnie przejechałem ręką po jej policzku
-A co mam zrobić być mi wybaczyła?- spytałem zjeżdzając reką trochę niżej po jej szyi potem lekko zachaczyłem o jej bluzkę
-To niewykonalne
-Aż tak źle? Nagrabiłem sobie- jak zwykle w jej towarzystwie nie potrafiłem zachowywać się normalnie- A może jednak coś cię udobrycha?- maja ręką wylądowała na jej brzuchu pocałowałem ją w szyję czekając na jakąkolwiek reakcję

<Isabel?>

Od Isabel CD Nathaniel'a

Z westchnieniem usiadłam na łóżku. Popatrzałam na niego próbując wyczytać jakiekolwiek emocje z jego twarzy ale to na marne. Nie myło na niej widać kompletnie nie. Poklepałam miejsce obok mnie na znak by usiadł. Widziałam jego niepewność uśmiechnęłam się słabo próbując dodać mu otuchy. Usiadł, a a położyłam głowę na jego kolanach.
- Jestem na ciebie taka wściekła..

<Nathaniel?>

piątek, 10 lipca 2015

Od Aniki

Pewnego ślicznego dnia, może nawet zbyt ślicznego wybrałam się na spacer. W sumie nikogo tu nie znam lecz pewnie to sie zmieni pod wpływem czasu... Wybrałam się do jednej z części miasta. Budynki były tam zaniedbane, rozpadajace się. Nieświadoma tego co mnie czeka poszłam tam. Rozglądałam sie z myślą, że to złe miejsce na spacer. Po za tym cuchnie tu...
- Jak można żyć w takim miejscu ?! - Powiedziałam sobie tupiąc nogą w ziemię. Zatrzęsła się. - Chyba jednak nikt tu nie mieszka... - Dodałam wycofując się.
Zaczęłam po woli wychodzić z dziwnej ulicy. Obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie pójdę tam. Skierowałam się w stronę jednej z siedzib głównych, i tam zostałam do końca dnia.

Od Jessici CD Raven'a

Spojrzałam na chłopaka. Usiadłam na podłodze w siadzie skrzyżnym i zamknęłam oczy. "Wszędzie będzie lepiej niż tutaj..." - skąd ja to znam... ludzie zawsze tak mówili. Zawsze też mieli domysł "jak najdalej od ciebie"... Ukryłam twarz w dłoniach. Zawsze odpycham ludzi... ale mam ku temu swoje powody. Bo się kur*a boję!
- To idź - powiedziałam spokojnie - Jessica jestem.
Chłopak w odpowiedzi tylko podniósł brwi i wyszedł bez słowa trzaskając drzwiami.
Odetchnęłam z ulgą i położyłam się na wilgotnej podłodze... Otworzyłam oczy... Obraz rozmazywał mi się przed oczami. Po chwili zdałam sobie sprawę, że to przez... łzy!? Ja pi*rdolę! Chyba nabawiłam się już schizy. Sięgnęłam po leżący na podłodze kawałek metalu. Jeden z wielu.
- Fu*king Perfekt - szepnęłam, wciąż ze łzami w oczach i szybkim, posuwistym ruchem przejechałam sobie ostrzem po nadgarstku. Wstałam i popatrzyłam na swoje dzieło.
- Fu*king perfekt - szepnęłam ponownie i wyszłam z opuszczonego budynku. Niedługo zapach krwi zwabi zoombiaki... Przed budynkiem stał opierając się o ścianę, znowu ten sam chłopak.
- Czego!? - syknęłam na niego ukrywając rękę za plecami.

<Raven?>

Od Nathaniel'a CD Isabel

Tylko nerwy... z mojej winy. Czułem się beznadziejnie. Chciałem ją przytulić być blisko, ale.mogłem po raz kolejny zostać odepchnięty. Madal miałem kamienną twarz, nie wiedziałem co z sobą zrobić
-Mogę coś dla ciebie zrobić?- spytałem

<Isabel? Brak weny>

czwartek, 9 lipca 2015

Od Isabel CD Nathaniel'a

Gdy go odepchnęłam poczułam obrzydzenie. Obrzydzenie do samej siebie za to, że jestem tak wściekła. Tak zazdrosna. Całą moją wartę myślałam tylko o tym. Okropnie się z tym czuję raniąc go ale ja również zostałam w pewnym sensie zraniona. Jego twarz znów przybrała kamienny wyraz co jeszcze bardziej mnie rozzłościło i za również zasmuciło. Zastanawiałam się czy widzi jak drżą mi ręce gdy głaszczę wilczycę. Poczułam nagle jak cały mój żołądek podchodzi do góry i chce się wydostać, a przed oczami pojawiają się plamki. Biegiem ruszyłam do łazienki i dopadłam się ubikacji w ostatniej chwili. Wszystko przez te nerwy... Trzymałam się drżąc ubikacji. Po chwili ktoś podtrzymywał mi włosy do góry. Gdy skończyłam od razu poszłam umyć zęby nie mogąc znieść tego smaku. Popatrzałam na twarz chłopaka. Nadal miał kamienną twarz ale w oczach czaiła się troska.
- To tylko nerwy – powiedziałam cicho ze spuszczoną głową ruszyłam do pokoju. Walczyłam ze sobą by nie podbiec do niego przytulić się i wypłakać wszystkie żale.

<Nathaniel?>

poniedziałek, 6 lipca 2015

Od Nathaniel'a CD Isabel

Cały dzień byłem zajęty to jedna rozmowa ro druga to kolejne planowanie, ani chwili wytchnienia. Tyle, że czegoś mi w tym wszystkim brakowało. Bylem jednak tak zajęty, że nie mogłem pozwolić sobie na myślenie o tym. Miałem swój cel i nic mnie od niego nie oderwie. Cała akcja została zaplanowana na za trzy dni. Dokładniej punk kulminacyjny. Przez cały tydzień wszyscy będą przygotowywani oraz sprzęt. Wszystkie narady się skończyły. Był już wieczór padłem na łóżko choć na chwilę odpocząć, ale znowu dotarło do mnie, że czegoś mi brakuje.. Isabel. Nke widziałem jej dzisiaj... chyba. Nie zwracałem uwagi na nikogo oprócz osób z którymi akurat rozmawiałem. Podniosłem się z łóżka i poszedłem do niej. Zapukałem. Nikt mi nie odpowiedział, więc najzwyczajniej w świecie wszedłem. Zastałem dziewczynę siedzącą na łóżku glaskajacą zwierzaki
-Cześć- odpowiedziała mi głucha cisza no może jedynie szmer, który został wywołany przez psa, który odwrócił głowę w moim kierunku- wszystko w porządku?- spytałem nadal nic. Żadnej reakcji. Poczułem się nieswojo- przepraszam Cię za wczoraj po prostu musiałem...- nie potrafiłem tego wytłumaczyć taki oo prostu byłem. Podszedłem do niej i kucnąłem lekko dotykając jej policzka. Odepchneła mnie. Zabolało.. nie fizycznie. Zachowałem jednak kaminną twarz choć w środku mnie krajało

<Isabel?>

Od Isabel CD Nathaniel'a

Ta... super mogłam mu powiedzieć o tym dopiero rano, a teraz siedzę sama. Świetne, wzdycham z udręką i kładę się znów do łóżka. Zapowiada się samotna noc jedynie z zwierzakami. Krzyczę sfrustrowana w poduszkę i idę spać.
Gdy tylko wstałam już słyszałam o cudownym planie. Nawet się ze mną nie skonsultowała, a to przecież ja go wymyśliłam i znam na najlepiej tereny. Gotuje się we mnie jak diabli. Mam postanowienie na dziś. Nie odezwę się nawet słowem do Nathaniel'a

<Nathaniel?>

niedziela, 5 lipca 2015

Od Raven'a CD Hilary

Pozwoliłem się zaprowadzić aż do samego przywódcy. Jak mu było? Nathaniel? Chyba tak. Razem z Hilary weszliśmy to pokoju który zajmował. Oparłem się o ścianę i pozwoliłem dziewczynie mówić za nas dwoje.
- A ty? - Nathaniel zwrócił się do mnie - Masz coś do powiedzenia?
- Nie powiem ci nic, o czym byś już nie wiedział - odpowiedziałem i wyszedłem na korytarz. Nasze spotkanie dobiegło końca tak naprawdę zanim jeszcze się zaczęło, więc nie widziałem powodów, żeby dalej tam stać. Z braku lepszego zajęcia wybrałem się na mały obchód. Niestety nie wiedziałem gdzie iść. Nie wiedziałem też co mijam, wiele pokoi nadal było dla mnie zagadką. Wróciłem więc pod pokój z którego wyszedłem. Hilary właśnie z niego wyszła. Powitałem ją krótkim skinieniem głowy.

<Hilary?>

Od Raven'a CD Jessici

- Odwal się - warknąłem do niej. Usiadłem chowając głowę rękami. Nie czułem się najlepiej. Wszystko mnie bolało i ogólnie padałem na twarz.
- Marnujemy tutaj czas! - krzyknęła dziewczyna. Skrzywiłem się.
- To po cholerę tutaj siedzisz?! Spieszy ci się to idź do diabła i daj mi święty spokój - odpowiedziałem wstając. Ledwo trzymałem się na nogach, ale postanowiłem tego nie okazywać. Nie przy niej. Wziąłem swój plecak i wyszedłem z budynku. Tak swoją drogą, pomyliłem się. Bardzo się pomyliłem. Nie powinienem jej pomagać. No ale cóż, stało się. Dziewczyna której nie znam, a pomogłem widać ma mi to za złe. I pomyśleć, że nie znam nawet jej imienia.
- Gdzie leziesz? - z rozmyślań wyrwał mnie jej głos. Nie brzmiały w nim żadne ciepłe uczucia. Przystanąłem. Musiałem przytrzymać się ściany, ale zgodnie ze swoim postanowieniem robiłem co mogłem, żeby wyglądać na silniejszego niż w rzeczywistości.
- Nie wiem. Wszędzie będzie lepiej niż tutaj... - stwierdziłem. już chciałem dodać "byle dalej od ciebie", ale postanowiłem się nie odzywać.

<Jessica?>

sobota, 4 lipca 2015

Od Victorii

Byłam w jakimś lesie nie opodal siedziby.Patrzyłam na naturę którą kocham,którą szanuje.Usłyszałam szum wody.Odwróciłam głowę w tym kierunku i przeszłam kilka kroków.Przez drzewa już mogłam dostrzec zarys rzeki.Pobiegłam tam.Zatrzymałam się na chwilę.Popatrzyłam czy nie ma zagrożenia.Wyszłam powoli z ukrycia.Podeszłam do wody.Zanurzyłam dłoń i podniosłam ją.Woda powoli ociekała mi z dłoni spadając znów do rzeki z kont przybyła.Uśmiechnęłam się lekko.
-Czy to cię bawi?-zapytał ktoś.Odwróciłam się w jego stronę.Słońce świeciło mi w oczy wiedziałam jedynie że to nie był zombi ale w razie bezpieczeństwa wyjęłam jedną ze strzał.
-Kocham naturę i zawsze będę ją szanować.-powiedziałam-nie bawi mnie to leć raduję.-dodałam i podeszłam do człowieka.


Ktoś?


Od Hilary CD Raven'a

- Najlepiej znajdź sobie jakieś miejsce do spania - poradziłam mu - Inaczej wylądujesz w jednej, dusznej salce z dwudziestoma osobami na karku.
- Są jeszcze jakieś? - spytał z lekkim uśmiechem.
- Tak - odpowiedziałam - Jest ich pełno. Ludzie boją się spać samotnie.
- A ty?
- Ja urodziłam się samotna - odparłam po chwili zastanowienia - To mi nie przeszkadza.
Milczeliśmy przez chwilę.
- Więc chyba zrobię jak mówisz - powiedział Raven.
- To nie wszystko - pokręciłam głową - Musisz się zameldować szefowi. Wiesz, że żyjesz i tym podobne. Zaprowadzę cię.

<Raven?>

Od Nathaniel'a CD Isabel

Zerwałem się nagle na równe nogi
-Genialne!- niemalże wykrzyknąłem i wyszedłem czym prędzej z pokoju dziewczyny. Moje myśli były zbyt zajęte jej pomysł by znalazło się miejsce na jakieś wyczucie czy coś. Od razu z wolałem wszystkich strategów. Były trochę niezadowolene niektóre już spały. Zmieniły jednak trochę nastawienie gdy usłyszały o pomyślę. Rozmowy trwały do wczesnego ranka. Nke wszyatko było gotowe, więc narazie nie orzedstawialiśmy pomysłu rwszcie znaczy już nie pomysłu. Planu. Nie dokomca jestem nawet pewnie w jakich grupavh wszystkich powysyłałem. Jedyne co to wyslałem wysłannik miał sprowadzić Lenę. Zasiadłem przy swoim biurku rozrysowując cały plan miasta i miejsca gdzie można by to wykorzystać. Potem po raz kolejny z wolałem strategów (za bardzo ich chyba wykorzytuję) i wraz z nimi jeszvze to konsultowałem i dokonywałem zmkan. To pewnie jeszczw teochę potrwa

<Isabel? Sr, że tak długo>

piątek, 3 lipca 2015

Od Noronell CD Tobias'a

Chwyciłam buteleczkę z brązową substancją. Powąchałąm ja. Była bez zapachu. Zamknęłam oczy.
- Do dna.
Wzięłam jeden łyk, a potem już nic nie było w środku. Odsunełąm do siebie fiolkę.
- I co?
- A widzisz jakieś zmiany?
Zapytałam i usiadłam. Dopiero siedząc na swoim niebieskim tyłku, byłam równego wzrostu jak chłopak, który stał. Ja chcę wrócić do... swojej ludzkiej skóry...
- Dopiero to wypiłaś. Prześpij się. Z rana będzie lepiej.
Powiedział, po czym ucałował mnie w czoło. Gdy na mnie spojrzał, powiedział:
- To było dziwne.
Zaśmiałam się cicho, po czym się położyłam.

<Tobias?>

Od Tobias'a CD Noronell

Ocknąłem się, nie wiem po jakim czasie. Minucie, godzinie, dniu? W każdym razie czułem się o niebo lepiej. Słońce górowało już na niebie. Ujrzałem siedzącą na skraju jaskini Noronell.
- Ile spałem? - Szepnąłem, a ona natychmiast się do mnie odwróciła. Uśmiechnęła się i pogłaskała mnie po policzku.
- Nareszcie. Ponad 20 godzin. - Chwyciła do ręki fiolkę z antidotum.
- Co to jest? - Spytała.
- Nie wiem. Prawdopodobnie antidotum. - Usiadłem i wzruszyłem ramionami. Przeciągnąłem się powoli i ziewnąłem.
- Prawdopodobnie?
- Tak. - Podała mi fiolkę. Rozbiłem czubek fiolki i wyciągnąłem rękę ku Noronell.
- To straszne ryzyko. - Rozbiłem czubek fiolki i wyciągnąłem rękę ku Noronell.
- Bez ryzyka nie pije się szampana. Już Ci to mówiłem. Pij. - Ponagliłem ją.

<Noronell?>

Od Noronell CD Tpbais'a

Był srodek nocy. Nie mogłam zasnąć, gdyż nadal czekałam na chłopaka.
- No gdzie jesteś...
Mruknęłam pod nosem niezadowolna z faktu, ze go jeszcze nie ma. Nadal czekałam. Seundy mijały jak minuty, a minuty jak godziny. W końcu usłyszałam krzyk.
- Noronell!
Od razu rozpoznałam ten głos. Szybko się zerwałam, upadajac na ziemię, gdyż potknełam się o własne skrzydła. Przeklnęłam tylko w myślach i ponownie wstałam, biegnąc dalej. Wyszłam z jaskini. Kilka metrów od niej, leżał na ziemi z zamknietymi oczami chłopak, trzymającego coś w ręku.
- Tobias!
Krzyknęłam i pobiegłam na niego. Na szczęście miał puls, czyli spał. Oddychał normalnie. Wzięłam go na ręce, po czym zaniosłam do jaskini.

<Tobias?>

Od Tobais'a CD Noronell

Odziwo nie napotkałem po drodze żadnego potwora. Na szczęście. Wszystkie potwory powinny wyjść o zachodzie słońca. Poprawiłem łuk i ujrzałem bazę. Okłamałem Norę, że jest obstawiona strażnikami, ale dla jej dobra. Nie mogłem narazić jej na niebezpieczeństwo. Jeśli pokonam mutanta, istnieje szansa że ona wyzdrowieje. Rozejrzałem się i przekroczyłem drzwi wejściowe bazy. Od razu uderzył we mnie fetor zgnilizny i krwi. Tu musiał być ten potwór i prawdopodobnie był inteligentny, gdyż ciała zostały uprzątnięte, a nie sądzę aby Zachód rwał się do tego zadania. Usłyszałem za sobą charczenie. Odwróciłem się szybko, jednocześnie wyciągając nóż. Stwór wydawał się większy niż poprzednio. Zebrałem wszystkie siły i zaatakowałem pierwszy. Wbiłem mu w mostek nóż i przeciągnąłem nim po całym jego torsie. Spojrzał mi w oczy z nienawiścią i trzepnął mnie pięścią w brzuch. Wypuściłem głośno powietrze i stęknąłem cicho. Kolejny cios w twarz. Tym razem wypuściłem broń z ręki, nie mogąc dłużej jej utrzymać. Dość tego. Wyciągnąłem z kołczanu strzałę i jednym ruchem wbiłem ją w środek czoła zombie. Powtórzyłem tą czynność kilka razy, aż w końcu mutant upadł bez życia. Położyłem się obok niego, nie mogąc złapać tchu ze zmęczenia. Po kilku minutach wstałem i przeszukałem ciało. Nic. Pokręciłem głową z niedowierzaniem. On musi mieć antidotum. Otworzyłem szeroko oczy. Tak. Gabinet. Spojrzałem na tabliczkę przy jego mundurze z imieniem i nazwiskiem. Andrew Gratz. Po półgodzinnym poszukiwaniu w końcu znalazłem pokój Andrew. W środku od razu można było zauważyć leżącą na biurku fiolkę wypełnioną brązowawym płynem. To musiało być to. Włożyłem fiolkę ostrożnie do kieszeni i pospiesznie wyszedłem z bazy. Położyłem się na trawie. Nie dam rady dalej iść.
- Noronell! - Krzyknąłem jeszcze. Gdy ujrzałem lecącą ku mnie postać, nie wiem czy zemdlałem, umarłem, czy zasnąłem. Pragnąłem tylko odpocząć.

<Noronell? BOŻE MOJA WENA>

Od Jessicy c.d Raven

Otwieram oczy. Leżę na ziemi. Jest cicho... aż za cicho. Przez zamknięte drzwi przedostają się nikłe promienie słoneczne. W drzwi zaczyna coś walić... Próbuję wstać, krzyknąć... ale mogę tylko patrzeć. Drzwi zostają wyważone. Przedostają się przez nie tłumy zoombie... Tworzą wokół mnie zwarty krąg... Brak mi tchu...powietrza! Zaczynam się dusić...

~~*~~

Krzyk wyrwał mnie ze snu, a raczej koszmaru. Po chwili zdałam sobie sprawę, że to ja krzyczałam. Zrywam się na równe nogi, ale nagły, przenikliwy ból w łydce powala mnie znowu na ziemię. Rany miałam czymś „zabandażowane”. Usiadłam na ziemi.
- Chol*ra! - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Zauważyłam, że na ziemi leżał jakiś chłopak. No taaak... teraz już sobie przypominam. Siedziałam na ziemi czekając aż się obudzi. W końcu, po paru godzinach chłopak otworzył oczy.
- Ooo, śpiąca królewna się wreszcie obudziła – zawołałam. Nienawidzę wręcz siedzieć bezczynnie, tym bardziej kilka godzin z otwartymi ranami obandażowanymi jakimiś szmatami, czekając aż mężczyzna, którego nie znam (nawet nie wiem jak ma na imię) skończy wreszcie „słodko” chrapać i raczy powrócić do naszej rzeczywistości.

Raven?


Od Williama

Po mowie na pożegnanie ja i Emi ruszyliśmy w stronę wyjścia, rozmawiając po drodze.
W końcu wyszliśmy na zewnątrz, nigdy nie czułem się lepiej. Zawsze marzyłem, by wyrwać się z tej "nory". Po chwili zaatakowały nas cztery Mutusy. Dwa zabiliśmy bez problemu, została reszta. Przymierzałem się do oddania strzału w jednego z nich, ale nie zauważyłem, że drugi czai się tuż za moimi plecami. Oddałem strzał, po czym coś spadło na moje plecy. Wystraszyłem się trochę i zrzuciłem to z siebie. Emilie uratowała mi życie rzucając w zwierzę nożem. Ochrzaniła mnie za nieuwagę, wskoczyła do ruin i pobiegła zostawiając mnie. Postanowiłem pokazać jej, że daje sobie radę sam. Ruszyłem w stronę mojej frakcji zabijając po drodze jeszcze trzy Mutusy. W pewnym momencie wokół aż roiło się od różnych dziwnych zwierząt. Nie wyrabiałem, za dużo ich. I wtedy posypały się strzały z piętrowej ruiny. Uśmiechnąłem się do siebie i powiedziałem cicho:
- Emi... - pobiegłem dalej aż do głównej siedziby w wejściu ktoś mnie zatrzymał. Nie wiedziałem, o co chodzi...

<Ktoś?>

Od Williama "Moja historia"

Odkąd tylko pamiętam wszystko wokół spowite było ciemnością, a pewien mały chłopiec marzył tylko o tym, by się stąd wyrwać. Dopóki nie poznał swojej nowej siostry... Tak, mówię tu o sobie i Emi... Ze swych najmłodszych lat niewiele pamiętam, ale nie sposób zapomnieć mojego pierwszego spotkania z tak wspaniałym dzieckiem, jak Ona. Mieliśmy świetny kontakt, byłem dla Niej starszym bratem i tak też do mnie mówiła, „braciszku...”. Ahhhh... Uwielbiałem to. Z czasem jednak moim rodzicem przestało się to podobać. Może nigdy im się to nie podobało, może tylko to tolerowali? Nie dojdziesz kto, co, kiedy, gdzie, jak, po co i dlaczego... Wtedy wpadłem na pomysł, by wkurzyć ich jeszcze bardziej i zwracałem się do Emilie „siostrzyczko”. Plan się powiódł, niestety usiłowali nas rozdzielić i udało się... Nasze stosunki popsuły się bardzo szybko. Nie mogli jednak powstrzymać nas od wspólnego trenowania, takiego dziecięcego. Tam wprawdzie także nie traktowałem jej zbyt poważnie, bo sorry, ale przy kumplach, wtedy, nie mogłem się bawić w „starszego braciszka” i odtrącałem dziewczynkę. Inaczej zachowywałem się, gdy byliśmy we dwójkę. Uczyłem ją walki wręcz, a gdy skończyliśmy była lepsza nawet ode mnie. Potem władanie nożem, w tym również mi dorównywała. Z łukiem było trochę gorzej, ale tutaj również radziła sobie bardzo dobrze. Wiele razy mówiłem kumplom taki tekst: „To sprawy między zwierzętami...”. Nie rozumieli, o co mi chodzi, a ja miałem na myśli nasze podobieństwo do dzikich zwierząt. Tak, jak mówiłem „to sprawy między zwierzętami”, więc niewielu zrozumie. Tymczasem rodzice wciąż znęcali się nad Nami, ale gdy Emilie zrobiła się starsza przemoc narastała. Kiedyś nie wytrzymałem i wziąłem do ręki nóż i po zmroku rysowałem, dzięki temu uodporniłem się na wszelki ból. Któregoś dnia zauważyłem blizny na rękach Emi. Złapałem ją za ramię i przeszliśmy na bok. Podwinąłem jej rękawy i spytałem: „Co to jest?”. Nie odpowiedziała, zaśmiałem się tylko podwijając swoje rękawy i pokazałem Jej ręce, mówiąc: „Ja też rysuję...” po czym szybko odszedłem. Niedługo potem rozpocząłem swe szkolenie na wojownika, wówczas mój kontakt z Emi znacznie się osłabił. Dowiedziałem się, że moja „siostra” chce zostać zwiadowcą. Ucieszyłem się, że nie będzie musiała spędzić całego życia w podziemiu. Szkolenia zakończyliśmy prawie jednocześnie i razem mieliśmy wyjść. Zmierzamy na zachód, gdzie jest o wiele bardziej niebezpiecznie, co nas czeka? Pojęcia nie mam... Co będzie, to będzie...

Od Emilie

Usłyszeliśmy pożegnanie przywódców, po czym powoli wyszliśmy na powierzchnię. Brat złapał mnie za rękę.
- Nie martw się, będzie dobrze. - pocieszał mnie.
- Wiem, że będzie dobrze, musi być! - odparłam.
- Postawa godna naśladowania i pochwały. - zaśmiał się Will.
- To ją naśladuj, o nieposłuszny. - udawałam pełną powagę, chłopak śmiał się dalej. Nagle jednak spoważniał i ostrzegł mnie:
- Uważaj, wychodzimy! - od razu przygotowałam się do ewentualnej obrony lub kontrataku. Niestety, albo na szczęście, nie było takiej konieczności. Ruszyliśmy przed siebie, zachowując szczególną ostrożność.
- Do której frakcji dołączasz? - spytał mój brat, nadal trzymając łuk w gotowości.
- Zachodniej. - odpowiedziałam, trzymając rękę na nożu.
- Wiesz, że to niebezpieczne. I dlatego to robisz. - stwierdził po chwili.
- Może. - rzuciłam. - A może nie. - dodałam szybko i sięgnęłam po łuk. W oddali zauważyłam kilka Mutusów.
- Kurde! - zorientował się Wiliam. Od razu zaczęliśmy strzelać w ich kierunku. Dwa leżały już trupem, czyli połowa roboty z głowy. Dwa stwory otoczyły Will'a, mną specjalnie się nie interesowały. Chłopak nie zauważył jednego z Nich i w ostatniej chwili rzuciłam nożem w stworzenie. Martwe zwierzę spadło na plecy mego brata, który dopiero zabił innego z nich. Wystraszył się trupa i zrzucił Go z siebie. Podeszłam do Will'a mówiąc:
- Nie musisz dziękować. - wyjęłam nóż z ciała i otarłam go o ziemie. - Lepiej żebyś bardziej uważał. - mruknęłam wspinając się na ruiny, po czym ruszyłam biegiem w stronę frakcji zostawiając brata. Po chwili jednak zwolniłam i obejrzałam się, czy czasem nie stara się mnie dogonić.
- No, tak. Przecież to wojownik, to nie w Jego stylu. - powiedziałam do siebie. Usłyszałam kroki, gdzieś w cieniu ruin. Położyłam dłoń na nożu, gdy ktoś się zbliżył od razu wyciągnęłam broń i już miał ją przy szyi.
- Ej, no! Czy ja Ci wyglądam na zombie? - odezwał się głos. Opuściłam rękę, w której trzymałam broń, ale jeszcze nie schowałam noża.

<Ktoś?>

Od Emilie "Moja historia"

Nic ciekawego i nowego... Historia, jak każda inna... Może tylko nieco... smutniejsza? Tak, chyba to dobre określenie. Ciężko mi do tego wrócić, ale zrobię to – Odkąd tylko sięgam pamięcią widzę... ciemne podziemia przepełnione ludźmi i zwierzętami. Nie miałam rodziny, prawdziwej, bo tę nie prawdziwą niestety miałam. Nigdy nie nazwałam ich „mama” czy „tata”, nigdy. Co innego ich syna, William'a. Traktował mnie, jak swoją młodszą siostrę, a ja Jego, niczym brata. Nie podobało się to rodzicom Will'a, a żeby jeszcze bardziej ich wkurzyć, mówiliśmy do siebie bracie i siostro. Wtedy spróbowali odizolować, rozdzielić, naszą dwójkę i po części Im się udało... Stosunek William'a do mnie zmienił się, a przynajmniej przy ludziach. Na osobności jeszcze traktował mnie, jak siostrę i przy okazji uczył walki wręcz i jak się nie dać ludziom. Kiedy wręcz walczyłam już bardzo dobrze, a nawet najlepiej wśród grupy rówieśniczej, sięgnęłam po nóż i ponownie rozpoczęłam naukę. Ostatni w kolejce był łuk, co ciekawe szkolenia trwały, co kolejne, to dłużej. W międzyczasie zdążyłam przywyknąć do bicia przez moich „rodziców”. Robili to tak, by nikt nie zauważył, a moje wszelkie obrażenia zwalali na treningi, bezczelność! Ehhhh... Tacy ludzie, nic nie poradzisz... W pewnym momencie znalazłam sobie nowe zajęcie – zaczęłam rysować, ale robiłam to tylko wieczorem albo w nocy, gdy nikt nie patrzył. Któregoś dnia mój brat się zorientował, co robię. Chwycił mnie za ramię i odciągnął na bok, podwinął mój rękaw pytając: „Co to ma być?”. Nie odpowiedziałam, za bardzo się bałam... Wtedy On przewrócił oczami i podwinął swoje rękawy pokazując swoje ręce i rzucił rozbawiony: „Ja też rysuję...” po czym wrócił do swoich zajęć. Byłam zszokowana, nigdy bym nie powiedziała, że Will się... że rysuje w ten sposób, co ja. To zdarzenie nieco poprawiło nasze relacje, ale nie na długo... Zaczęło się szkolenie mego brata, a zakończył jakikolwiek związek pomiędzy nami. Nie przejmowałam się tym i sama także rozpoczęłam szkolenie, tylko na zwiadowcę. Po pierwsze nie chciałam walczyć u boku William'a, a po drugie mieliśmy całkiem inne predyspozycje. Szkolenie zakończyliśmy prawie jednocześnie, a teraz wychodzimy ku zupełnie innemu i nieznanemu nam światu. Kto wie co tu nas spotka..