czwartek, 25 czerwca 2015

Od Corinne CD Dylan'a

Rzuciłam szybkie spojrzenie, jak się okazało, Dylan'owi, a potem spojrzałam na Risai.
- Wyjaśnij mi ten twój plan, albo wejdź na drzewo - zakrzyknęła z góry.
Rozejrzałam się dookoła, nadal szukając intruzów. Okolica wydawała się dosyć spokojna, mimo obecności tego dziwacznego budynku. Obeszłam drzewo szukając najniższej gałęzi. Cóż, z małpimi genami się nie urodziłam, więc bez niej nie dałabym rady wejść na górę.
- Rzucę ci linę, a ty przywiążesz Holly do pnia - spojrzałam na dziewczynkę z dołu.
Kiwnęła raz głową wyciągając dłonie. Odsunęłam się trochę w tył. Zamachnęłam się mocno i wyrzuciłam sznur ku niej. Chwyciła go pewnie. Zaczęła od poprawienia węzła na talii mojej siostry, potem powoli i dokładnie okrążyła korę z liną przy sobie.
- Masz jeszcze jakąś broń? - zapytałam szukając rękoma sztyletów za paskiem od spodni.
Pokręciła głową grzebiąc w plecaku. Holly się trochę uspokoiła, lecz co chwila krzyczała niezrozumiałe dla nas słowa i śmiała się sama z siebie. Wyglądało to trochę jak rozdwojenie jaźni, ale czy rzeczywiście mogła je mieć?
- A ty, Dylanie - zwróciłam się do chłopaka, a jego imię z trudem przeszło mi przez gardło. - Zostaniesz z nimi. Będziesz obserwował teren, chyba że najdzie cię ochota pójścia za mną.
Nie zdążył nic zrobić, bo już maszerowałam w stronę budynku. W prawej dłoni dzierżyłam sztylet. Ostrze było trochę zabrudzone zaschniętą krwią, ale nadal było ostre. Zatrzymałam się przed zaroślami, by zobaczyć, czy za mną nie lezie. Stał niczym słup soli, zapewne odprowadzając mnie wzrokiem.

Otworzyłam kopniakiem drzwi z tyłu budynku. Panowała absolutna cisza, a więc to na pewno nie była baza. Świetnie. Ile czasu jeszcze spędzę biegając po lesie z nieznajomym gościem, Risai i siostrą, która zmienia się w potwora? - ta myśl nękała mnie odkąd odeszłam od towarzystwa i podejrzewałam, że nie przestanie jeszcze przez długi czas.
Stąpałam ostrożnie po betonowej podłodze. Odłamki szkła, tynku oraz śmieci uniemożliwiały mi bezszelestny chód. Z resztą, zombie nie wyglądają na najszybsze, więc można przed nimi uciec. Gorzej z mutantami, takimi jak ta ohyda - szczurowilk.
Jak ludzie mogli wydać sobie samym karę śmierci? Po kiego grzyba chcieli ulepszać nasze mózgi? Niektórzy zostaliby takimi samymi idiotami, jakimi są teraz, ale w końcu to naukowcy. Skoro zaszli tak daleko i postanowili w jednym, zapchlonym dniu wszystko zniszczyć to... Nie ma o czym mówić. Jeżeli jakikolwiek członek tej całej ''operacji'' jeszcze żyje, to mogę przysiądź, że to ja go zabiję. Ja. Ta, która zawsze siedziała cicho i tak nagle postanowi pokazać swą jeszcze gorszą stronę.
Usłyszałam cichy szelest. A może to ja już zgłupiałam do reszty? Zatrzymałam się w miejscu. W pogotowiu miałam dwa noże, ale nawet one nie uchroniłyby mnie od ataku szczurowilka czy Bóg wie czego jeszcze. Cofnęłam się za filar opierając się o niego plecami. Czułam, jak wali mi serce i nie powiem, już dawno nie czułam takiej adrenaliny. Uśmiechnęłam się prawie niezauważalnie. To będzie słodki koniec mego dwudziestoletniego życia.

< Dylan? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz