niedziela, 28 czerwca 2015

Od Corinne CD Tobias'a

Tobias, Tobias, Tobias... Jakbym już kiedyś słyszałam to imię. Deja vu to może nie było, ale cała ta sytuacja i tak była dziwna.
- Wątpię, żebyśmy zobaczyli się jeszcze raz - mruknęłam odchylając głowę w tył. - Byłoby mi miło, gdybyś przyszedł na mój pogrzeb. Corinne. Corinne Shybell.
Spojrzał na mnie przez ramię. Zlustrował wzrokiem powoli, ale ja sobie nic z tego nie robiłam. Rzuciłam mu dziwaczne spojrzenie. Zasalutowałam na pożegnanie do chłopaka. Odszedł w milczeniu oglądając kolejne witryny sklepów. Odprowadzałam go wzrokiem. Inne dziewczyny pewnie zerwałyby się na równe nogi i pobiegły do niego, bo bałyby się zostać same. Inne, ale nie ja. Samotność nigdy nie była mi obca, przyzwyczaiłam się do niej. Aż dziw bierze, że nie zaczęłam gadać do siebie... Wstałam z ławki, zabrałam torbę, do której wcześniej wpakowałam pudełko ze starymi trampkami. Niczym nie wzruszona, ruszyłam, tym razem pieszo, w przeciwną stronę. Nie odwracałam się. Wtopiłam wzrok w sklepy na końcu ogromnego korytarza.

Trzy czwarte centrum, jak się okazało, było albo zniszczone, albo w sklepach nie było nic ciekawego. Postanowiłam więc ulotnić się z budynku. Przemierzałam kolejne ulice, idąc środkiem drogi. Wyobrażałam sobie to miejsce, które kiedyś można było nazwać ogromnym miastem. W nocy w każdym z biurowców pracowali ludzie. Wszyscy przechodni byli osaczeni kolorowymi reklamami i hałasem. Hałasem, który wymarł razem z samochodami i ludźmi. Hałasem, który może już nie wrócić.
Co chwila widziałam coraz to nowsze drogowskazy, które głosiły zakazy i nakazy na jezdni. Życie tutaj musiało być trudne. Ciągłe korki, miliony znaków, a każdy nie może być obcy. A skoro i duże miasto, to i zabójstwa. Mogę się założyć, że co dzień ktoś ginął, ale to nie zmienia faktu, że metropolia teraz jest jeszcze niebezpieczniejsza. Mamy nikłe szanse na to, by Ziemia ponownie stała się ''rajem'', bo czy można pokonać wszystkie potwory, jakie stworzyli naukowcy?
- A jeśli zrobili to celowo? - pomyślałam na głos. Chyba zaczęłam wariować...
Zatrzymałam się przy rondzie, a raczej na nim. Stanęłam na jego środku, który stanowił trawnik, dosyć zniszczony. Zadarłam głowę w górę, by przyjrzeć się drapaczom chmur. Były imponująco niebezpieczne. Z każdej strony, właśnie w tej chwili, mógł prosto na mnie się zwalić. Wtedy nikt by nie przyszedł na mój pogrzeb... Mimo ryzyka, wpatrywałam się w coraz to kolejne ''dachy miasta''.

< Tobias? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz