sobota, 27 czerwca 2015

Od Raven'a

Siłą woli uniosłem powieki po raz kolejny. Ile to już dni bez snu? Nie wiem... Straciłem rachubę. Teraz póki co jest spokój, ale jak długo to potrwa? Nie wolno mi zasnąć. Za każdym razem mnie odnajdują i znowu muszę uciekać. A teraz? Czy już mi odpuścili? A może tylko czekają na okazję?
Przetarłem oczy i zeskoczyłem z martwego już drzewa. Muszę się czymś zająć, bo inaczej usnę. Kucnąłem i przejrzałem dokładnie zawartość swojego plecaka. Lina, kilka pigułek, butelki - jedna w połowie pusta druga jeszcze pełna wody, kilka noży, kamień do ostrzenia... Marny dobytek. Wyciągnąłem zza paska spodni inny nóż i przyjrzałem mu się uważnie. Mógłby być czystszy i ostrzejszy. Zabrałem się za odpowiednie przygotowanie broni. Kiedy już uznałem, że znowu jest wystarczająco przygotowana schowałem ją znowu. Wstałem. Zarzuciłem sobie plecak na plecy, poprawiłem kaptur który opadł mi na oczy i ziewnąłem. A potem ruszyłem przed siebie. Po drodze starałem się niczego nie przeoczyć. W końcu ciągle mogą gdzieś się tu ukrywać. Szedłem środkiem ulicy cały czas się rozglądając. W pewnym momencie mój wzrok padł na kałużę. Wyglądałem jak zombie. Dzikie spojrzenie przekrwionych oczu, sine worki pod oczami, zmierzwione włosy pod kapturem... Szkoda gadać. Na moment zamknąłem oczy. Tak bardzo piekły... Nie wolno mi się zatrzymać! Otworzyłem je i poszedłem dalej zaciskając palce na nożu. Ogromne, czerwone słońce właśnie chyliło się ku zachodowi.
- Kim ty jesteś?! - usłyszałem gdzieś za sobą.
Odwróciłem się mrużąc oczy. Słońce świeciło mi w twarz, więc widziałem tylko zarys czyjejś sylwetki. Owa postać opierała się o latarnię.
- O to samo mógłbym zapytać ciebie - warknąłem przysłaniając dłonią słońce tak, żeby mnie nie oślepiało.

<Ktoś? Ktokolwiek?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz