piątek, 26 czerwca 2015

Od Isabel CD Nathaniel'a

Siedzę już tak chyba od godziny i nic ani nikt mnie nie widział. Byłam jakby niewidzialna i wcale mi to nie przeszkadzało. Mogłam w spokoju myśleć i być na zewnątrz bezpieczna. Skulona na drzewie czułam się nawet dobrze. Głos Nathaniel'a wyrwał mnie z transu. Myślałam, że jestem niewidzialna, a tu jednak nie. Może jedynie dla niego nie? Może potrafi mnie dojrzeć nawet gdy chcę się schować ?
- Nic nie jest. Po prostu czekam na zwierzaki by wróciły z polowania – staram się mówić jak najbardziej beznamiętnym głosem na jaki mnie stać. Nie wiem jak mi to wyszło.
- Zejdź na dół – prosi a w jego głosie słyszę taką dziwną nutę. Posłusznie schodzę i staję przed nim. I nagle dostrzegam na jego ramieniu całkiem sporą ranę która zaczęła się paprać w ropie. Chwyciłam go za rękę.
- Kiedy się to stało? Czym – niemal warknęłam
- Isabel spokojnie to tylko rana. Czymś zardzewiałym.
- Ty jesteś już do końca kompletnym kretynem. Starasz się nas chronić za wszelką cenę, a sam sobie nie potrafisz pomóc. Przez takie coś co już się paprze możesz nam paść na jakieś głupie zakażenie. - niemal na niego wrzeszczę ciągnąć go do środka.
- Isabel nie mam czasu na takie.....
- Radzę ci się zamknąć i grzecznie usiąść. Dziesięć minut cię nie zbawi. a byłoby krócej gdybyś się nie doprowadził do takiego stanu. Muszę się pozbyć całego tego świństwa. - warczałam. On chyba w ogolę nie znał się na tym co może się stać z zwykłej rany. Usiadł a ja zaczęłam mu to wszystko (mało delikatnie bo zasłużył zaniedbując się) oczyszczać. Gdy wzięłam nóż od razu odskoczył
- Masz tego gule pod skórą. Muszę się tego pozbyć – mówię poirytowana. Rozcinam to i dokładnie czyszczę. Następnie smaruje maścią (którą przyniósł i mi nie powiedział) przeciw bakteryjną i obrzękom. Będzie się szybciej goić. Starannie zabandażowałam w ciszy.
- Mogę iść z tobą na wartę ?

<Nathaniel?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz