poniedziałek, 8 czerwca 2015

Od Catherine

Wstałam rano i pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było sprawdzenie czy gdzieś nie kręcą się jakieś mutanty. Nigdzie takowych nie widziałam. Uff...kolejny dzień przeżyty.
Usiadłam na kamieniu przed siedzibą Zachodu. Myślałam co będzie dalej. Wiedziałam, że nigdy już nie wrócę do podziemia. Nie pozwolą nam. Nie tym z Zachodu, podobno 
jesteśmy bardziej skażeni niż Ci z Wschodu. Trudno. Nikogo i tak nie mam, jedynie starego ojca-pijaka. Moja matka umarła, rodzeństwa nie miałam. Otrząsnęłam się z 
zadumy i ruszyłam w kierunku naszej siedziby. Umyłam się, uczesałam włosy i ubrałam się w wygodne ubrania. Kolejny raz zjadłam te okropne niby jedzenie-pigułki. 
Wybiegłam z siedziby i ruszyłam w stronę miasta. Do końca nie wiedziałam co mamy tutaj robić. Zabić wszystkie mutanty? Biorąc pod uwagę ilość
naszych ludzi i ilość wszelkich mutantów zajęło by to nam około 25 lat, kopa czasu. Idąc przez miasto przyglądałam się budynkom, większość z nich była 
doszczętnie zniszczona miały wybite okna oraz pęknięte ściany. Niektóre (głównie te omijane przez zombie) były w dobrym stanie. Przystanęłam aby się 
popatrzeć na domy. Seknude później usłyszałam za sobą kroki. To na pewno było zombie, one poruszają się głośno nawet Wise. Obejrzałam się za siebie. 
Stały tam może trzy zombiaki. Gapiły się na mnie zagniłymi oczami. Jeden "najszybszy" ruszył na mnie wymachując rękami. Wyjęłam łuk który dostaliśmy na początku.
Strzeliłam w niego kilka razy co jednak na niego nie zadziałało, wyjęłam duży nóż i odcięłam mu głowę. Podobnie zrobiłam z pozostałą parą potworów. Kiedy skończyłam
rozpuściłam włosy sięgające do 2/3 długości pleców. Usłyszałam na dachu za sobą kroki,tym razem ludzkie. Obejrzałam się za siebie. Na dachu stał młody mężczyzna 
Uśmiechał się łobuzersko i rzekł:
-Dobra jesteś. 
Zeskoczył z dachu i podszedł do mnie. Wyciągnął rękę którą uścisnęłam. 
-Jestem Nathaniel. 
-Ja Catherine, ale mów mi Cat albo Catie. 

<Nathaniel?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz