niedziela, 7 czerwca 2015

Od Hilary "Historia"

Miałam stosunkowo normalne życie. Mama powieściopisarka, ojciec bogaty radny, brat dokuczliwy s*******n, zawsze lepszy od ciebie. Byłam zazdrosna i nienawidziłam go bardziej niż innych ludzi. Ale miałam powody. Carter, czego nie chciał zauważyć tatuś, był ch******m sadystą. Moje cierpienie, zarówno fizyczne jak i psychiczne sprawiało mu ogromną radość.
Isobel, moja matka była delikatna i łagodna, zawsze miła dla każdego. Nie dziwiłam się tacie, że lubił zabierać ją na "spacery z kamerą". To zawsze świetnie wypadało w telewizji. Przykładna rodzinka, kochająca się i rządna sprawiedliwości. Ze mną zawsze było gorzej.  Dla ojca byłam zbyt nieidealna, zbyt wulgarna, jak to kiedyś ujął. Ja po prostu byłam prawdziwa. Byłam sobą, której nie potrafił zaakceptować.
Wracając do mojej matki, tylko ona z naszej rodziny naprawdę mnie kochała. Nie powtarzała mi tego codziennie. Ja po prostu wiedziałam. Gdy pisała, myślała o mnie. Tak powstała Rebecca James, dziewczyna z charakterkiem, wtykająca swój nos zawsze tam, gdzie nie potrzeba. Mama odczytywała mi fragmenty wieczorami. Do tej pory nosiłam jeden mały egzemplarz w kieszeni. 
Pewnego dnia wybrałyśmy się na spacer. I wtedy spotkałyśmy jednego z nich - mutanta. Wyglądał jak normalny człowiek, tylko był troszkę... zakurzony. Mama ścisnęła mocniej moją rękę. Wiedziała. Ja za to nie miałam pojęcia, czego się boi. Nagle rzucił się na nas z okropnym krzykiem. Isobel odepchnęła mnie i zaczęła okładać stwora pięściami. Był silniejszy od niej. Nie trwało to długo. Zaczął rozdzierać ją na strzępy. Krzyknęłam i zaczęłam się rozglądać za jakąś pomocą, ale wszyscy uciekli. Pobiegłam do domu. Dla mamy nie mogłam już nic zrobić. Wpadłam roztrzęsiona do środka i płacząc, przytuliłam się do ojca. On jednak odepchnął mnie i ostro nakazał, bym mówiła spokojnie. Na zawsze zapamiętam jego wzrok - pełen odrazy, pogardy, jak gdybym była jednym z mutantów. Ze strzępków nerwowych zdań musiał coś wyłapać, bo nakazał Carterowi spakować nas i gdzieś mnie zaprowadzić, a sam wyszedł. Brat zorganizował wszystko w piętnaście minut i sprowadził mnie na dół, do samochodu. Ukochany synek tatusia... który, gdy byłam mała, dla zabawy podpalił mi włosy. Okazało się, że wiedzieli o zarazie od wielu miesięcy. Rząd wszystko przygotował: jedzenie, wodę, mieszkania, warunki, a to wszystko w Podziemiach. Nas - młodzież do lat trzydziestu pieciu szkolono w podziemnych klasach. Carter był oczywiście oczkiem w głowie tatusia, najlepszy wojownik, niezawodny strateg. Ja się nie liczyłam, to Carter był przyszłością. Nie obchodziłam taty. A ja po prostu grzecznie chodziłam na wszystkie zajęcia: te z teorii i praktyki. Chciałam tylko w razie potrzeby umieć się bronić. Mój braciszek chyba nie posiadał pełnej wiedzy, ponieważ po kilku miesiącach przyszła wiadomość o jego zaginięciu. Odetchnęłam z ulgą, jednak to wcale nie znaczyło o końcu moich kłopotów. Pewnego dnia wezwał mnie do siebie ojciec. Musiał mieć naprawdę ważny powód, bo od siedmiu lat nie zrobił tego ani razu. Łaskawie zdecydowałam iż pójdę, choć z daleka wyczuwałam podstęp.
- Carter zniknął - powitał mnie, gdy weszłam do jego gabinetu. Nie ma to jak troskliwy tata.
- Wiem - odpowiedziałam - Czego chcesz?
Odwrócił się, zapewne oburzony moją impertynencją. Od dobrych kilku lat nie miałam okazji mu się przyjrzeć, więc wykorzystałam to teraz. W jego czarnych włosach pojawiły się siwe pasma, twarz zyskała więcej zmarszczek. Oczy nie straciły jednak tego surowego wyrazu.
- Przeszłaś szkolenia? - spytał bez śladu troski.
- Podstawowe - odpowiedziałam, niechcąc zbytnio się przechwalać. Z niepokojem stwierdziłam, że wiem, dokąd zmierza ta rozmowa.
- Jutro dołączysz do jednej z grup na górze - oznajmił po chwili milczenia. Wpadłam w szał.
- Nie chcę brać udziału w tej pie****nej wojnie! - wysyczałam z wściekłością.
- Uważaj na język - odpowiedział ojciec w podobnym tonie - Zapomniałaś do kogo mówisz.
- Uwierz mi, nie zapomniałam. Chcesz się mnie pozbyć, prawda? - nie odpowiedział - Albo lepiej! Chcesz, żebym odnalazła Cartera!
- Dlaczego nie jesteś jak matka? - westchnął, gdy położyłam dłoń na klamce.
- Nie jestem naiwna - zatrzymałam się przed drzwiami - Ale udowodnię ci, że mam jej odwagę, której tobie brakuje. Znajdę Cartera, o ile jeszcze żyje i przyprowadzę go prosto pod twoje drzwi, tak jak sobie tego życzysz.
- Jutro ktoś po ciebie przyjdzie - powiedział beznamiętnym tonem - Pod zachodnią klapę.
Zachodnią. No tak. Staruszek zdecydowanie chciał się mnie pozbyć. Wyszłam z jego gabinetu bez pożegnania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz