poniedziałek, 8 czerwca 2015

Od Lilith "Historia"

Matka zmarła podczas mojego porodu. Nie zdążyłam jej poznać, tak samo jak ona mnie. Ojciec... Ha, dobre sobie. Mężczyzna który traktował mnie jak mordercę od kiedy tylko pamiętam. Bił mnie, znęcał się psychicznie, ogólnie robił z mojego życia piekło. Mimo tego kochałam go, jak każde dziecko kocha swoich rodziców. Zawsze łudziłam się z nadzieją, że kiedyś mi wybaczy. Niestety ten dzień nie nastał. Zginął kiedy miałam pięć lat.
Mieszkaliśmy wtedy razem z ciotką i starszym o piętnaście lat bratem. Pewnego dnia napadli na nas mężczyźni w maskach i czarnych kombinezonach. Nie wyróżniali się niczym specjalnym od siebie. Wszyscy byli prawie identyczni. Wtedy to już ćwiczyłam razem z Arthurem parkour, niedawno też zaczęłam walczyć. Uczyłam się bardzo szybko lecz nie dałabym rady, byłam wtedy małą słabą pięciolatką. Brat pomógł mi uciec, skryliśmy się oboje w lesie. Widzieliśmy jak chwilę później wyciągają bezwładne ciała ojca i ciotki. Chciałam do nich biec, pomóc jakoś. Jednak Arthur złapał mnie w pół jedną ręką drugą zakrył mi twarz. Szamotałam się, byłam jednak bez szans. Widziałam jak sadzają ich pod jednym z drzew. Przez gałąź przerzucają dwie liny, na ich końcach były pętle. Krzyczałam lecz dłoń brata tłumiła wszystko. Płakałam jak nigdy dotąd, nie wiedziałam co się wtedy stanie lecz wiedziałam, że to nie będzie jeden z najgorszych dni. Złapali pod ręce kobietę, która się ocknęła. Zaczęła krzyczeć i się wyrywać. Brutal który ją trzymał był nad wyraz spokojny. Drugi wziął jeden sznur i założył pętle na jej szyję. Kolejny błyskawicznym ruchem podciągnął ją do góry. Chwile szamotała się w powietrzu, niestety była to zwykła walka z wiatrakami. Kilka sekund później wisiała bezwładnie. Kiedy sięgnęli po mojego ojca nie wytrzymałam, rzucałam się, gryzłam, kopałam i drapałam brata.
Ocucili go i stał ze związanymi rękami na plecach, nie krzyczał, nie uciekał. Stał tam jakby czekał na to co za chwilę miało się stać.
Cudem udało mi się wyrwać, zaczęłam biec w jego kierunku. W tym czasie założyli mu sznur. Przybiegłam ze łzami w oczach jak szybko tylko mogłam, stanęłam przed nim.
-Zostawcie go! Tato nie! Proszę, zostawcie! - Krzyczałam wniebogłosy. Jeden z napastników podszedł do mnie od tyłu, złapał i podniósł do góry.
-Spier*alaj. - Usłyszałam, chrapliwy głos ojca. - Zrozum to w końcu! Jesteś małą morderczynią! Nie kochałem Cię nigdy. Nienawidziłem Cię!
Te słowa spowodowały, że głos utknął w moim gardle. Czułam się jakby ktoś przyłożył mi z całej siły w głowę. Nie słyszałam nic, tylko szum. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Była coraz dalej od taty, a on coraz wyżej nad ziemią. Zamknęłam oczy, zrobiło mi się słabo... Wtedy to zrozumiałam, że nie ma czegoś takiego jak Bóg.
Otworzyłam oczy, leżałam na łóżku w nieznanym mi pomieszczeniu. Za ścianą słyszałam głosy mężczyzn. "Gdzie ja jestem? Co ja tutaj robię? Co się stało?" tysiące pytań przelatywało mi przez głowę. Wstałam szybko, zaczęłam biec do drzwi. Nagle się otworzyły w nich stało dwóch mężczyzn. Jeden z nich był typowym osiłkiem, drugi chudy z okularami, w białym kitlu. Zaczął coś do mnie mówić, nie zrozumiałam ani słowa. Byłam w szoku, przypomniało mi się co się stało. Mój ojciec i ciocia nie żyją. Brat? Nie wiadomo.
Wtedy to poznałam Iwana, osobę która się mną "opiekowała". Był lekarzem z dużym doświadczeniem. A także Arka, trenera.
Od tamtego dnia codzienne treningi były dla mnie istną męczarnią. Musiałam ćwiczyć tak długo aż nie padłam z wycieńczenia. dodatkowo musiałam jeszcze się uczyć. Dzięki temu w wieku dwunastu lat byłam niepokonana. Szybka, zwinna i silna dziewczynka z niezwykłą techniką. Łączyłam parkour ze sztukami walk.
Cały czas jednak musiałam przebywać w ośrodku, nie mogłam wychodzić nigdzie. Przez ten czas odpowiadałam tylko na konkretne pytania, nie rozmawiałam z nikim i unikałam towarzystwa. Bardziej kochałam broń oraz książki, gardziłam ludźmi na każdy możliwy sposób.
Kiedy skończyłam piętnaście lat mogłam wyjść pierwszy raz. Poza ośrodkiem przebywałam coraz dłużej i dłużej. Aż pewnego dnia uciekłam, zaczęli mnie szukać. Na ich nieszczęście byłam przed nimi zawsze o krok. Cały czas przeprowadzałam się z miasta do miasta, z kraju do kraju. Z czasem o mnie zapomnieli. Chyba znaleźli sobie inny obiekt do badań. Wtedy też złapałam kontakt z moimi rówieśnikami, zaczęły się wtedy imprezy, alkohol, papierosy, konflikty z prawem itp. Zawsze udawało mi się wymyślić jakąś wymówkę i uratować swój tyłek. Jednak nie zapominałam o ćwiczeniach. Nocami biegałam po mieście trenowałam parkour. Zakradałam się też do hal gdzie trenowali bokserzy i ćwiczyłam.
Rok później zainteresowałam się wtedy motoryzacją, znajomi wciągnęli mnie w nielegalne wyścigi. Muszę przyznać, że szło mi to o wiele lepiej niż walka czy też ukochany parkour. Odnosiłam w nich całkiem niezłe wyniki. Chciałam aby mój ścigacz był coraz szybszy i szybszy. Pewnego dnia startowałam w dużym wyścigu. Stawką była ogromna suma pieniędzy. Mogłaby zapewnić mi całkiem dobrą przyszłość na następne kilka lat. Niestety szczęście każdego z nas kiedyś się kończy.
Podczas ostatniego okrążenia zaczęło padać, źle wymierzyłam i... stało się. Motocykl przewrócił się wraz ze mną. Prędkość była zabójcza, w sekundę wypadłam z ulicy i uderzyłam w mur. Więcej nic nie pamiętam.
Wpadłam w śpiączkę, słyszałam wszystko co działo się wokół mnie. Nie miałam jednak na to wpływu. Słyszałam głosy lekarzy którzy mówili, że to był cud jeśli będę samodzielnie oddychała. Mówili coś jeszcze o jakiejś apokalipsie czy coś w tym stylu. Pewnego dnia przestałam czuć oraz myśleć.
Okazało się, że zostałam wtedy zamrożona. Przywrócili mnie do życia, sama nie wiem kiedy. Wtedy to trafiłam znowu do jakiegoś ośrodka. Oprócz mnie była tam garstka osób, większość mężczyzn i kilka kobiet. Zaczęły się wtedy znowu codzienne ćwiczenia oraz nauka. Dzięki mojej przeszłości byłam najlepszą z całej grupy. Najszybciej biegałam, myślałam oraz walczyłam. Nadal miałam szesnaście lat. Zrobiłam sobie w tym czasie kilka tatuaży.
Jakieś dwa lata później koleżanka wciągnęła mnie w taniec na rurze oraz nowoczesny. Nauczyła mnie podstaw i tego co sama potrafi.
Cały czas doszlifowywałam swój charakter. Jestem dzięki temu teraz silna psychicznie jak nikt inny, nie pozwalałam sobą manipulować oraz zaczęłam uważać się za wartościową osobę. Niedawno wypuścili mnie na zewnątrz. Zobaczymy co dalej los przyniesie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz