niedziela, 7 czerwca 2015

Od Ariel

Siedziałam na wieży strażniczej. Noc była ciemniejsza i bardziej pochmurna niż zwykle, a księżyc przybrał jakiś nienormalny kształt.... a może tylko mi się wydawało...? Trzęsłam się z zimna, lecz nie chciało mi się nawet iść do pokoju po ciepłą bluzę. Pieściłam swój nóż ostrząc go. Uderzanie kamienia o stal BYŁO MUZYKĄ dla moich uszu. Oprócz tego gdzieś w oddali słyszałam brzęczenie Gigantycznej pszczoły, jednak nie przejmowałam się tym. Słyszałam, że była daleko, a szczególnie niebezpieczna nie jest. Dalej rytmicznie uderzałam kamieniem o stal noża. Oderwałam się od wykonywania czynności i spojrzałam na upstrzone gwiazdami niebo. To ta niezwykła noc... Deszcz meteorytów miał spaść właśnie dzisiaj. Kątem oka dostrzegłam jak spada jedna "gwiazda". 
- Zaczęło się... - szepnęłam, a mój oddech zamienił się w obłok pary. 
Potarłam zmarznięte dłonie i włożyłam je do kieszeni spodenek. Obłoczki pary wydobywały się z moich lekko rozchylonych ust. Wpatrywałam się obojętnym wzrokiem w niebo, z którego wciąż spadały "gwiazdy". Niektóre były większe i bardziej błyszczące od innych, ale nawet te nie wprawiały mnie w zachwyt.
"Pomyśl życzenie..."  usłyszałam cichy głosik gdzieś w głowie.
- Nie wierzę w czary. - burknęłam sama do siebie, karcąc się w ten sposób.
Po jakimś czasie - nawet nie wiem kiedy - zaczęłam liczyć ruchome punkty na czarnym aksamicie nieba. Doliczyłam do szesnastu, kiedy nagle usłyszałam kroki. Zręcznie chwyciłam w dłoń nóż i odwróciłam się szybko gotowa do walki. Teatralnie wywróciłam oczami, kiedy nie zobaczyłam Zombie lub Muntusa, a dziewczynę, która przyglądała mi się badawczo.
- Nathaniel chce cię widzieć. - powiedziała, wolno wypowiadając każde słowo.
- Kto? - uniosłam lewą brew.
- Nathaniel. - powtórzyła, a widząc, że nie wiem o kogo chodzi dodała - Nasz dowódca.
- Gdzie jest? - zapytałam ozięble.
Dziewczyna wypuściła z ust powietrze poirytowana.
- U siebie....
Dziewczyna krótko poinstruowała mnie jak dotrzeć do pokoju Nathaniela i odeszła pozostawiając mnie samą z własnymi myślami.
Odetchnęłam głęboko i jeszcze raz potarłam dłonie. 
- Trzeba iść. - powiedziałam do siebie.
***
Błądziłam korytarzami budynku już dobre trzydzieści pięć minut, a dalej nie znalazłam odpowiedniego pomieszczenia. Kiedy wreszcie odnalazłam odpowiednie drzwi weszłam bez pukania. 
- Czego chcesz? - warknęłam do szatyna, który siedział w drugim końcu pomieszczenia. 

<Nathaniel?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz