niedziela, 14 czerwca 2015

Od Corinne

Pędziłam ile sił mam w nogach za postacią w czarnym stroju. Wydawała się być znajoma. Na tyle znajoma, bym mogła stwierdzić, że to moja siostra.
Otaczał nas gęsty bór. Drzewa były wysokie, co mnie lekko dziwiło. Niby ci cali naukowcy unicestwili większość roślin, a mimo to las ''kwitł'' w najlepsze. A może niektórym gatunkom zmieniono DNA i przystosowano do takich warunków.
- Risai! - wydarłam się zwalniając.
Wyłoniła się z krzaków. Dyszała ciężko, jakby przebiegła maraton. Cóż, nie radziła sobie najlepiej. Nie potrafiła wielu podstawowych rzeczy, na przykład wiązać supła. Nie miałam jej tego za złe, broń Boże, ale ilekroć chciałam nauczyć ją tej umiejętności, odmawiała.
Posłała mi spojrzenie w stylu ''idź sama, ja poczekam''. Nie miałam zamiaru zostawiać ją samą. Po incydencie ze szczurowilkiem, który miał miejsce w domu moim i mojej siostry? Nigdy.
- Ja... nie mogę - wysapała z trudem opierając dłonie na kolanach.
- Możesz! - spojrzałam na nią gniewnie. - Świat się zmienił. Teraz nie zaatakuje cię zwykły wilk, tylko wielkie bydle.
Spojrzałam przed siebie. Holly. Stała kilka metrów przede mną. Wierciła wzrokiem dziurę w mojej czaszce.
- Holly? - wymamrotałam.
Zauważyłam, że ma kaptur. Zdjęła go powoli. Pierwszą cechą z jej wyglądu, która rzuciła mi się w oczy, był brak blond włosów. Nie miała nawet brwi. To nie było na miejscu, ale zaczęłam się uśmiechać. Co mam począć, skoro bawi mnie łysa dziewczyna?
Przybrałam kamienną twarz po tym, jak zauważyłam czerwone, postrzępione ślady na jej głowie. Jakby żyły jej się rozszerzyły pod czaszką i nabrały wściekłego, jaskrawego koloru. Sięgały aż do jej podbródka, ciągnąć się wzdłuż kości policzkowych. To nie była blizna, jak wcześniej myślałam.
- Co ci...? - zapytałam z wielkimi oczami.
Podeszłam do niej szybko chwytając za ramiona. Wpatrywałam się w jej oczy. Puste, bez wyrazu. Patrzyła prosto na mnie, ale wydawało się, jakby mnie nie widziała. Białka były przekrwione, tęczówki straciły swój zielonkawy kolor. Cała była biała jaj papier. Wyglądała na wychudzoną i odwodnioną. Dziwił mnie fakt, że jeszcze potrafiła biegać.
- Odejdź - wymamrotała ukazując zęby całe we krwi.
Splunęła nią w bok, jakby zamiast śliny, jej organizm produkował posokę.
To nie była ta sama dziewczyna.
Tamta była piękna, taktowna, zabawna i tajemnicza.
- Kto ci to zrobił? - wybełkotałam cofając się o krok.
- Odejdź - powtórzyła, lecz po chwili dodała z trudem: - Choroba atakuje.
- Jaka choroba?
- Nadchodzą - osunęła się na kolana ukrywając twarz w dłoniach.
Rzuciłam zdziwione spojrzenie Risai. Wpatrywała się w naszą dwójkę z osłupieniem i strachem.
- Zostań z nią! - zawołałam ruszając przed siebie.
To było desperackie posunięcie. Porzuciłam dwie najważniejsze osoby w życiu. Nie bez powodu. Miałam nadzieję, że gdzieś tu ktoś będzie w stanie mi pomóc. Ktokolwiek. Nie ważne czy to będzie słaba dziewczyna, czy silny chłopak. Bylebym kogoś znalazła.

< Ktoś? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz