Kilka chwil później znalazłam się na zewnątrz. Nie śpieszyłam się nigdzie, szłam bez celu przed siebie. W myślach zaczęły przewijać się wspomnienia, najpierw te miłe z czasem coraz gorsze i gorsze. Szybko zaczęłam je od siebie odganiać, na darmo. W mojej głowie słyszałam słowa Aarona.
"Spier*alaj. Zrozum to w końcu! Jesteś małą morderczynią! Nie kochałem Cię nigdy. Nienawidziłem Cię!" Cały czas napierał na mnie głos mojego ojca. Zacisnęłam pięści i zaczęłam biec, biec jak najszybciej. Chciałam zostawić je za sobą jak najdalej. Nie chciałam ich więcej słyszeć.
Zrobiłam dość duże koło, zatrzymałam się na skraju lasu. Usiadłam na trawie i zaczęłam obserwować naszą siedzibę. Z minuty na minutę robiło się coraz ciemniej, a ja nie miałam najmniejszego zamiaru się ruszać nigdzie. Zaczęłam myśleć o swojej przyszłości. Na ziemię sprowadził mnie szelest. Błyskawicznie się podniosłam, złapałam nóż i przyjęłam pozycję. Wiedziałam jedno, to jest przyjaciel albo wróg. Czekałam cierpliwie, nie wykonywałam, żadnych zbędnych ruchów. Z każdym krokiem szelest był głośniejszy a cień zmienił się w sylwetkę. Jak się okazało był to był chłopak, miał na sobie kaptur. Wokół panowała już noc.
-Kim jesteś? - Warknęłam.
<Tobias?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz