sobota, 20 czerwca 2015

Od Tobias'a CD Noronell

- Chodźmy do parku. - Odpowiedziałem patrząc raczej na "dżunglę". Wspięliśmy się na jedno z drzew i patrzyliśmy na zniszczone miasto.
- Myślałem, że to wszystko będzie inaczej wyglądać. - Zmarszczyłem brwi przyglądając się ruinom, które kiedyś tętniły życiem. Usłyszałem prychnięcie.
- A czego się spodziewałeś?
- Sądziłem, że przeszedłem już siedem gór, siedem lasów i siedem rzek. Za tym wszystkim miała być bajka.
- Cóż za poetycki język, Tobiasie.
- Staram się. - Uśmiechnąłem się i ujrzałem grupę zombie zmierzających ku nam. Natychmiast zeskoczyłem z gałęzi, a chwilę po mnie Noronell.
- No, wykaż się rycerzu na białym koniu. - Zadrwiła rozbawiona Noronell i rzuciła się na pierwszego z nich. Okazało się, że to te bardziej inteligentne zombie. Podzieliły się na dwie grupy. Jedna na mnie, druga na nią. Sprawnie odcinałem głowy kolejnym. Został tylko jeden. Spojrzałem na niego i stanąłem jak wryty. To był najstraszniejszy widok w moim życiu. Wszystkie komórki mojego ciała zastygły w bezruchu. Upuściłem nóż. Zombie zbliżał się do mnie. W ręce miał ten sam pas. Wstrzymałem oddech. Nie, nie, nie. To nie mogło się stać. Mimo, że był kilka metrów ode mnie, ja nadal byłem sparaliżowany. Jak zawsze, kiedy do mnie podchodził. Od dwudziestu dwóch lat.
- To...bias... - Wycharczał unosząc rękę z pasem. Osłoniłem się rękami i krzyknąłem. Kucnąłem, a on dalej mnie bił. Plecy, klatka piersiowa, głowa. Poczułem ściekającą po twarzy gorącą strużkę krwi. Załkałem cicho. Miałem go już nigdy nie zobaczyć. To miało się skończyć. Słyszałem z boku przytłumione krzyki Noronell. Uderzenia się skończyły. Ojciec leżał przede mną martwy. Zginął z ręki Noronell.
- Boże, Tobias. - Westchnęła i kucnęła obok mnie. Wstałem i zacząłem uciekać. Nie wiem gdzie. Byle najdalej.

<Noronell?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz